Hello everyone! Nasze
opowiadanie zbliża się do końca. Tsuki jak zwykle narzeka, ale nie przejmujmy
się. :) Mamy nadzieję, że podobało wam się... bardziej niż nam. Żart.
Oprócz tego rozdziału, planujemy jeszcze jeden w stylu epilogu or something
like that. To tyle. Piąteczka i zapraszam do czytania!
_________________________________________________________________
Usłyszał
krzyki. Próbował ukryć się przed tym, jednak rozbrzmiewały nawet w jego głowie.
Wyślizgnął się cicho na korytarz, starając się opanować kotłującego się w jego
duszy demona.
Wiesz,
że tego chcesz. Taki spragniony i słaby. Tak stęskniony. Dam ci co tylko
chcesz.
Syczący
głos rozbrzmiewał w jego głowie. Próbował go nie słuchać, jednak z każdym
zdaniem czuł coraz większe zawroty głowy. Coraz mniej panował nad swoim ciałem.
Zatrzymał się, próbując nabrać oddechu. Usłyszał hałasy z korytarza, a zaraz
potem czyjaś ręka schwyciła go za przegub, wciągając do pokoju, którego nawet
nie zauważył. Niemal krzyknął, ale z jego ust wydobył się obcy śmiech. Poczuł
uderzenie na policzku i otrzeźwiał nieco.
Na
początku zobaczył tylko niebieskie oczy, po czym uświadomił sobie, że stoi
przed nim jedyna kobieta ze starszyzny, pomijając oczywiście jego ciotkę.
-Co
się dzieje? – zapytał. Jedyne co uzyskał w odpowiedzi to karcące spojrzenie.
Kobieta przyłożyła palec do ust, nakazując ciszę. Nie przeszło mu nawet przez
głowę, żeby jej nie posłuchać. Zimne, niebieskie oczy wwiercały w niego swoje
spojrzenie.
***
-Co
się dzieje?! – Luka usłyszał krzyk rudowłosego, rozmyty w powietrzu poprzez
inne hałasy. Błyskawice, ulewny deszcz i trzęsienie ziemi. Wszystko naraz
niemal rozsadzało hałasem głowę wampira. Opadł na kolana, rozglądając się na
tyle ile mógł. Nie widział już rudowłosego, raz po raz słysząc tylko jego
niewyraźne krzyki. Otoczenie spowiła ciemność tak głęboka, iż Luka nie widział
nawet dłoni, która trzymał przed twarzą.
Nagle
wszystko stanęło. Deszcze poleciał w górę, tak jak błyskawicę, a ziemia znów
się zasklepiła. Widok był zapierający dech w piersiach i przez chwilę Luka
zapomniał, że znajduje się w przedsionku piekła. Ocknął się dopiero gdy
zobaczył smukłą figurę, stojącą parę metrów przed nim. Rudowłosy był już
bliżej, klękając przed postacią. Luka widział doskonale z kim ma do czynienia,
dlatego tym bardziej zszokowało go zachowanie rudowłosego. Nie spodziewał się,
że to jakiś wyznawca kultu szatana. Podszedł bliżej. Patrząc na postać, nie był
pewien co widzi. Za jednym razem był to piękny młodzieniec o rozłożonych
białych skrzydłach, chwilę potem monstrum z piekła rodem, od którego spalonego
ciała, odchodziły płaty skóry, a po skrzydłach został jedynie szkielet. I nie
chodziło o to, że wizerunek się zmieniał. Luka czuł się jakby widział te dwie
formy jednocześnie. Jedna na drugiej. Choć to też niezbyt trafne określenie,
ponieważ żadna nie była na wierzchu. Koegzystowały jak dwie strony tej samej
monety.
-Zabij
go. – usłyszał cichy szept, rozchodzący się po całej pustyni, po czym zobaczył
jak rudowłosy podnosi się z piasku i odwraca w jego stronę. Oczy chłopaka
wyprane były z wszelkich emocji i jakkolwiek irracjonalne się to zdaje,
przeraziły Lukę bardziej iż sam Lucyfer, stojący z tyłu.
***
Bastien
obudził się w ciasnym pomieszczeniu. Nie pamiętał żadnej walki, żadnej napaści,
nic co świadczyło by o tym, iż został porwany. A jednak był w niewoli.
Utwierdził się w tym przekonaniu, próbując wyjść z ciasnej celi, w której poza
metalową pryczą nie było nic. Walenie w drzwi również nie przyniosło
rezultatów. Czarnowłosy siadł zrezygnowany na prowizorycznym łóżku, nie chcąc
nawet zastanawiać się jak do tego doszło. Nagle jego ciało opanował tak
niewyobrażalny ból, że mężczyzna krzyknął na całe gardło, zwijając się w
konwulsjach. Prze jego oczami zapanowała ciemność głębsza niż w najczarniejsza
noc.
***
-Co
się dzieje? – powtórzył Cyprien, tym razem ciszej.
-Co
się dzieje? Apokalipsa, durniu. To się dzieje. – kobieta westchnęła nerwowo,
opierając się o kant stołu.
-Chyba
nie chcesz mi powiedzieć, że to przez to, że zabiłem swoją matkę.
-Nie,
oczywiście, że nie, ale to dość poważnie pokrzyżowało nasze plany.
-Wiedzieliście
o tym? – blondyn spojrzał niedowierzająco w niebieskie oczy kobiety.
-Oczywiście,
że tak. – potwierdziła dość nonszalancko, jak na znaczenie jej słów.
-Oczywiście,
że… Wiedzieliście o apokalipsie i nie zamierzaliście nikomu o niej powiedzieć?!
– wybuchnął, bardziej spanikowany niż zdenerwowany w tej chwili.
-A
co mieliśmy powiedzieć? „Dzień dobry wszystkim, przygotujcie się na koniec
świata”? No chyba nie bardzo. – zaśmiała się, przeczesując dłonią swoje długie
włosy. Cyprien widział krople potu na jej skroniach, zaciskane panicznie
powieki, nerwowe ruchy i wiedział, że kobietę męczy to samo co jego. To samo co
wszystkich, ale jakimś cudem oni jeszcze nie zamienili się w żądne krwi
potwory.
-Nie
na długo. – powiedziała, jak gdyby odpowiadając na myśli blondyna. Ten spojrzał
na nią, w zaskoczeniu odsuwając się o parę kroków. – My niebiescy tak mamy.
Jeśli poćwiczymy.
-To
co robimy?
-Nie
wiem. – odpowiedziała kobieta po chwili ciszy. – Znasz jakiś sposób na zabicie
diabła?
-Nie
bardzo. – przyznał, oddychając ciężko.
-No
to mamy problem.
***
Obudził
się, nie wiedząc co się dzieje. Nie był już w ciasnej celi, tylko w zwykłym
pokoju. Pod ścianą stało normalne łóżko, na podłodze leżał miękki, gruby dywan,
a jedne z drzwi prowadziły do przestronnej łazienki. Bastien nie miał jednak
siły się nad tym zastanawiać, wciąż wstrząsany dreszczami i męczony potężnym
bólem głowy. Wszystko było zamazane i kiedy zwinął się na powrót w łóżku,
ściany kręciły się jak, na karuzeli. Zauważył jednak brak okien, zanim znów
zapadł w niespokojny sen.
***
-Gdzie
idziemy? – spytał po raz kolejny Cyprien. Znów czuł się jak wtedy, kiedy jego
ciotka prowadziła go do starszyzny. Zastanawiał się nad tym, jak dziwnie
potoczyły się wypadki. Jak to wszystko miało sprowadzać się tylko do pokoju i
tego, by znowu był z Bastienem. Teraz nawet nie wie, czy mężczyzna żyje. Wziął
głęboki oddech, nie chcąc dać opanować się uczuciu tęsknoty jakie nim ogarnęło
i znów skupił się na drodze przed sobą. Kobieta ciągnęła go jednym z korytarzy,
jakich było tu pełno. Cała baza starszyzny, to było jedno wielkie podziemie.
Ten jednak korytarz wyglądał na dawna nieużywany. Kurz, który unosił się w
powietrzu przysparzał ich oboje o uporczywy kaszel, a brak oświetlenia
sprawiał, że Cyprien potykał się co chwila. Gdy zobaczył schody w dół, zdziwił
się, że można iść jeszcze głębiej, a tym bardziej, gdy schody zaprowadziły ich
do starej, metalowej windy, do której nikt o zdrowych zmysłach by nie wsiadł.
Blondyn został jednak wepchnięty o urządzenia, które zaraz potem zaczęło
obniżać się z przeraźliwym zgrzytem. Jechali niżej, niżej i niżej, aż zatkały
mu się uszy.
Zanim
dotarli na dół, Cyprien miał wrażenie, że minęła przynajmniej godzina. Wysiedli
w szerszym, dobrze utrzymanym korytarzu. Pochodnie, na ścianach paliły się
kopcącym ogniem, dym jednak ulatywał do wentylacji nad każdą z nich. Ściany i
podłoga wyłożona była jakimś jasnym kamieniem, co odejmowało pomieszczeniu
trochę mroku. Po obu stronach korytarza co jakiś czas pojawiały się drewniane
drzwi. Cyprien znów poczuł ogromny ból głowy i musiał oprzeć się o ścianę.
-Gdzie
jesteśmy? – zapytał, a kobieta spojrzała na niego z uśmiechem.
-W
bezpiecznym miejscu.
Cyprien
miał dość jej lakonicznych odpowiedzi. Odkąd doszli do wniosku, że nie umieją
zabić diabła, kobieta nie odzywała się do niego. Bite trzy dni ukrywali się,
żywiąc się własna krwią i czekając aż ogarnięte żądzą mordu demony powybijają
się nawzajem. Kiedy już wszystko ucichło, ona bezceremonialne zaprowadziła go
do podziemia w podziemiu i nawet nie chce powiedzieć gdzie, do cholery, się
znajdują. Blondyn znów poczuł zawroty głowy i usiadł pod ścianą, chowając głowę
między kolanami.
-Wstawaj.
Jeszcze nie jesteśmy na miejscu.
***
-Nie
słuchaj go. – wyszeptał niebieskooki, widząc zbliżającego się w jego kierunku
chłopaka. Bał się patrzeć w jego zimne oczy, których spojrzenie nie wyrażało
nic poza niezaprzeczalną uległością. Luka za to skierował spojrzenie w kierunku
postaci Lucyfera. Nie mógł powiedzieć, że jego twarz wyrażała więcej emocji,
niż puste oblicze rudowłosego.
Chciał
zawołać chłopaka po imieniu, licząc, że to obudzi w nim resztkę
człowieczeństwa, o ile coś takiego pozostało w ogóle w którymkolwiek z ich
rasy, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu i szczerze mówiąc nie był pewny, czy
zna jego imię.
-Zabij.
– po pustyni znów potoczył się cichy, lecz doskonale słyszalny szept. Luka
ujrzał błysk słońca odbity w ostrzu, które z nikąd pojawiło się w dłoni
rudowłosego i była to ostatnia rzecz jaką zobaczył w życiu. Potem została już tylko
ciemność.
***
-Trzeci
pokój na lewo. – powiedziała kobieta, na co Cyprien zmrużył brwi. Znajdowali
się teraz w podobnym do pierwszego korytarzu. Różnicą był tylko rozwinięty na
podłodze dywan.
-Czemu
akurat ten? – zapytał, rzucając w jej stronę przepełnione ciekawością
spojrzenie. Idąc tutaj, przeżył już dużo zaskoczeń. Dałby sobie głowę uciąć, że
zza niektórych drzwi słyszał ludzkie głosy i że raz zobaczył znikającą za
zakrętem sylwetkę. Kobieta, tak jak w tamtych przypadkach, spojrzała na niego
sceptycznie i powiedziała tylko:
-Wchodź.
Cyprien
podszedł powoli do drzwi, chwytając za klamkę. Jeszcze raz spojrzał w oczy
kobiety, ale jej oblicze nadal nie wyrażało niczego szczególnego.
Kiedy
wszedł do pokoju nie było w nim nic niezwykłego. Brak okien jak w całym
podziemiu, dywan taki sam jak w korytarzu, parę mebli i łóżko. Jego wzrok
przykuł ktoś leżący na łóżku. Czarne, długie włosy zakrywały jego twarz, ale
Cyprien poznał go niemal od razu. Zamknął drzwi i powoli podszedł do mężczyzny,
jakby bojąc się, że ten wyparuje. Kucnął przy łóżku, opierając łokcie na
pościeli. Nie wiadomo czemu, uświadomił sobie, że już nie boli go głowa.
Delikatnie odgarnął kosmyk włosów z czoła mężczyzny, uśmiechając się, gdy
Bastien schwycił przez sen przegub jego ręki.
-Cyprien?
– szepnął, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej. Blondyn również podniósł
się z klęczek, siadając obok bruneta i obejmując go w talii. Zatopienie w jego
ciepłym uścisku, rozluźniło wszystkie mięśnie młodego księcia.
-Gdzie
jesteśmy? – doszedł go zachrypnięty głos mężczyzny.
-W
bezpiecznym miejscu.
-Bezpiecznym?
– brunet spojrzał w czerwone oczy kochanka, mrużąc podejrzliwie brwi. –
Bezpiecznym przed czym?
-Przed
końcem świata? – odpowiedział niepewnie blondyn, po czym, nie chcąc odpowiadać
na dalsze pytania, złączył ich usta namiętnym, stęsknionym pocałunkiem, który
zdawał się im być powrotem do domu.
Nie
potrzebowali więcej żadnych słów. Cyprien poczuł na ramieniu mocną dłoń bruneta
i jego ciało samo podążyło na łóżko. Nie chciał mrugać w obawie, że wszystko to
zniknie. Że znów znajdzie się w ciemnym pokoju, chowając się przed żądnymi krwi
demonami. Dłońmi badał każdy centymetr ciała Bastiena, jednak tęsknota za jego
ciałem była przytłaczająca. Czuł własne serce bijące szybko i głośno, tak
głośne, że miał wrażenie, ze ten dźwięk słychać nawet za ścianami pokoju.
Bastien położył go na plecach. Urywany, ciepły oddech łaskotał szyję blondyna,
wprawiając jego ciało w drżenie.
-Skoro
to koniec świata, trzeba uczcić ostatnią noc na Ziemi. – szepnął brunat wprost
do ucha czerwonookiego. Samo to zdanie sprawiło, że na moment zaparło mu dech.
Cały czas do końca nie wiedział jak zniknęło tej nocy jego ubranie. Pamiętał
tylko tętno w żyłach, urywane oddechy i własne jęki.
Bastien
delikatnie obcałowywał jego ciało, centymetr po centymetrze odnawiając swoje
wspomnienia. Jego mocna, ale delikatnie dłonie błądziły do bokach Cypriena z
czułością, jakiej blondyn nie spodziewał się u tego mężczyzny. Kiedy ich ciała
złączyły się w całość, blondyn krzyknął, jednak jego usta zostały zamknięte
pocałunkiem. Wpił się w niego, spragniony, wciąż nie usatysfakcjonowany, tak
stęskniony dotyku ukochanego mężczyzny. Doszli razem w symfonii miłosnych jęków
i urwanych oddechów, obejmując się ramionami.
Minął
jakiś czas zanim mogli znów spokojnie mówić. Cyprien ułożył głowę na ramieniu
Bastiena, bawiąc się jego dłonią w roztargnieniu.
-Myślisz,
że już się skończył? – zapytał czarnooki, przerywając ciszę, która nastała
między nimi.
-Co?
– blondyn podniósł głowę, wpatrując się w oczy swojego kochanka.
-Świat.
Cyprien
westchnął cicho, powracając do poprzedniej pozycji i szepnął cicho:
-Może.
A co?
-Będziemy
musieli stworzyć nowy.
Z
ust blondyna wyrwał się delikatny chichot, po czym czerwonooki uniósł ponownie
głowę i złożył na ustach Bastien delikatny pocałunek.
-Będziemy
musieli.
***
Ziemię
pochłonęło białe światło, wypalając wszystko co zostało do wypalenia. Horyzont
zatrząsł się, a niebo pękło na pół, tak samo jak ziemia. Ogromny huk, ogłuszył
wszystkich, którym jeszcze pozostały uszy, a zielonooki ksiądz zmówił w śniegu
swój ostatni różaniec, klęcząc nad zimnym ciałem młodzieńca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz