Nowy rozdział. Z „lekkim”
poślizgiem, ale jest. Obydwie się rozchorowałyśmy, więc w końcu było trochę
czasu na pisanie. :)
Zapraszamy do czytania i komentowania!
________________________________________________________________
Nie
pamiętał dużo z ich podróży. Kilka przystanków, by dać odpocząć zmęczonym nogom
i odetchnąć płucom. Nie miał ze sobą nic oprócz małego nożyka, który trzymał
wciąż ściśnięty w dłoni, nawet się nie zastanawiając. Jego siostra dźwigała na
plecach swój wielki tasak, a Carol potężną kuszę. Czuł się jak bagaż, ale
musieli uciekać z zamku jak najszybciej się dało, nie zdążył wziąć więc nawet
okrycia. Zorientował się dopiero kiedy nadeszła druga noc. Podczas pierwszej
wciąż w szoku nie zwracał uwagi na otoczenie, skulony pod drzewem, z ramionami
owiniętymi wokół kolan. Czuł jak Asmodeusz uśmiecha się w jego wnętrzu i musiał
powstrzymywać się czasem od wybuchnięcia nieokiełznanym śmiechem. Nie swoim
oczywiście. Dopiero drugiej nocy, gdy rozluźnił nieco swoje mięśnie i
zorientował się, że wiatr wieje w gałęziach drzew i przedziera się przez
cienkie warstwy jego ubrania. Etienna i Carol też nie mieli nic grubszego.
Przyzwyczajeni do luksusów, przynajmniej jego siostra, i z kompletnie
nieprzemyślanym planem, uciekali w pośpiechu, nie myśląc co zrobią, gdy już im
się uda.