piątek, 28 czerwca 2013

Devil's Soul XVIII - Koniec



Hejo, hejo kochaniutcy! Przed wami ostatni (tak, dobrze czytacie) rozdział opowiadania. W końcu! Mamy nadzieję, że nie byłyśmy takie najgorsze. Przepraszamy za ogromną zwłokę, ale wynikły małe problemy w stylu "nie chce mi się". Jak na razie nie wiemy co będzie dalej. Zobaczymy.
Miłego czytania! :D
__________________________________________________________
Powietrze zadrżało, białe światło rozświetliło przestrzeń. Kiedy zniknęło, cały świat był inny. Pośrodku polany, gdzie na oszronionej trawie leżały dwie męskie, martwe sylwetki, pojawiła się postać. Nie dało się zauważyć momentu jej przybycia. Gdyby ktoś patrzył dokładnie w miejsce, gdzie się pojawiła, zapewne zamrugałby zdziwiony.
Byłby świadomy, że musiała się jakoś pojawić, ale jednocześnie miałby wrażenie, że była tam zawsze. Ale nikt nie patrzył. Postać miała dwa oblicza. Jedno smutne, świetliste, z puchowymi skrzydłami, z których pióra unosiły się w powietrzu. Inne blade, kościste, ze szkieletami skrzydeł. Obydwie widoczne w tym samym momencie. Przez krótki moment uśmiech zagościł na twarzy stworzenia, a po chwili sceneria zmieniła się całkowicie. Szron zmienił się w piach, a postać otaczało podobne jej, tak samo materialne i niematerialne w jednym momencie. Piękne i obrzydliwe. Diabeł przekręcił lekko głowę. Było słychać kości strzykające w ciszy jaka zapanowała na pustyni. I wtedy wybuchło niebo.

***

Dwóch mężczyzn leżało we wspólnym uścisku, oddychając w ciszy. Nagle pokojem zatrzęsło. Oboje poruszyli się niespokojnie, wymieniając spojrzenia. Zapewne poszliby do okna, zobaczyć co się stało, ale w pokoju nie było okien.
-To już?
-Tak.
Szepty zniknęły w powietrzu tak szybko jak się pojawiły. 

***

Strumienie światła zaczęły przebijać się spomiędzy chmur, jak promienie słońca. Były jednak bardziej intensywne, bardziej oślepiające  niż zwykłe promienie słoneczne.
-Zaczyna się. - szepnął Lucyfer. Otaczające go demony wydały z siebie odgłosy tak obrzydliwe, że nie do opisania, a sam Szatan zaśmiał się cicho, patrząc w rozświetlone niebo.
Po chwili pojawiły się przed nim 3 postacie. Doskonale poznał te świetliste sylwetki.
-Gabriel, Rafael... Michał. - szepnął, patrząc na każdego z osobna. - Miło was widzieć, bracia.
-Chciałbym powiedzieć to samo. - odpowiedział ostatni z wymienionych. Był najwyższy, a jego aura biła światłem tak intensywnym, że zaślepiało samego Lucyfera. W oczach, które strzelały błękitem, dało się ujrzeć determinację, ale także ukryty smutek. - Nadal możesz się wycofać.
-Zabiłem już wszystkich. Z czego mam się teraz wycofywać? - zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu. Odpowiedziały mu leniwe pomruki pomniejszych demonów.
-Daj spokój, Michale. Niech to pójdzie szybko. - mruknął Rafael, kładąc dłoń na ramieniu brata.
-Co takiego?
Lucyfer przeciągnął wzrokiem po trojgu postaci, zatrzymując się na cicho stojącym Gabrielu.
-O co chodzi, braciszku? - zapytał głosem, który wcale nie był agresywny czy kpiący. Był to głos starszego brata. Gabriel podniósł wzrok, spotykając się ze wzrokiem Lucyfera. - Chcecie mnie powstrzymać? - skierował się Szatan już do wszystkich trojga.
-Tak trzeba.
-I zamierzacie zrobić to w trójkę? Mam za sobą armię demonów i mniej skrupułów niż wy wszyscy razem wzięci. - rzucił. Demony na potwierdzenie zawarczały ostrzegawczo.
-Jesteśmy żołnierzami Boga. Nie mamy skrupułów, mamy rozkazy. - szepnął Michał, a jego twarz przeciął gorzki uśmiech.
Po chwili ziemia zatrzeszczała pod nogami stojących na niej istot. Można było wyczuć drżenia, jakby jakiś wielki stwór budził się gdzieś w głębinach.
Lucyfer skierował swój wzrok na stojące za nim domeny i tylko lekki ruch głowy zdawał się sugerować, że wydał im jakikolwiek rozkaz. Po chwili wystrzeliły one w stronę trzech archaniołów, z pazurami i kłami na wierzchu, a ich przeciągły ryk rozciągał się na pustyni. Ta rzesza stworów nie dotarła jednak do celu, zatrzymana przez miliony aniołów, które spadły z nieba, rozświetlając horyzont. Poleciały iskry i strzępy energii. Lucyfer stał pośrodku tego wszystkiego, zupełnie nieruchomy, jakby wcale nie był w samym środku walki. Tak samo jego bracia - teraz już ośmiu archaniołów. Otoczyli oni Lucyfera kręgiem, na tyle ciasnym, że nie było sposobu by wyrwał się z niego i na tyle szerokim, że między aniołami, były przynajmniej trzy metry przerwy.
-I co teraz, bracie? - zapytał, patrząc wprost na Michała. W ręce archanioła pojawiło się świetliste ostrze, które rozbłysło jeszcze większym blaskiem, gdy złotowłosy anioł uniósł je w stronę niebios. Zdawać by się mogło, iż promień światła pada dokładnie na nie, obdarzając je błogosławieństwem.
-Nie chcę cię zabijać. - szepnął Michał ze wzrokiem wciąż wbitym w niebo. Mimo szalejącej wokół bitwy jego głos był dobrze słyszalny.
-Jednak to zrobisz.
-Muszę.
-Nie. Dlaczego to robisz? Bo wypełniasz rozkazy tatusia jak posłuszny żołnierzyk?
-Robię to, co jest słuszne. - Michał w końcu spuścił wzrok na brata. Widać było jak mięśnie jego szczęki zacisnęły się w irytacji, choć tak naprawdę był on tylko energią, która przybrała formę podobną ludzkiej. Jego białe, ogromne skrzydła zasłaniały słońce, a złote włosy falowały w powietrzu mimo braku wiatru.
-Jesteś pewny?
Michał nie odpowiedział. Wymienił spojrzenie z aniołem po swojej lewej stronie, Metatronem. Ten kiwnął głową, na co Michał wciągnął głęboko powietrze i wymierzył ostrze w Lucyfera. Diabeł zaśmiał się głośno, rozrywając dziwną ciszę na kawałki.
-Nawet nie widziałeś się z Nim twarzą w twarz, co? On ci wszystko mówi. - powiedział szatan, wskazując na Metatrona, a jego ciałem wciąż wstrząsały spazmy śmiechu.
-Jestem tym, który słyszy słowo Boga. Wątpisz w moją uczciwość, Lucyferze? - zapytał anioł, kierując ku niemu spojrzenie.
-Jestem znany z wątpliwości. - odpowiedział Diabeł, a jego twarz przeciął ironiczny uśmiech. - No dobrze! - krzyknął, na co Michał poruszył niespokojnie ramionami. Lucyfer za to rozłożył swoje na boki wypinając pierś w stronę swojego brata. - Zrób to. Na co czekasz?
Michał westchnął głęboko i powoli podszedł do Lucyfera. Zamiast miecza, na początku uniósł dłoń i przyłożył ją do policzka swojego brata.
-Wiesz, że nie chcę tego robić, prawda? - szepnął cicho, wpatrując się intensywnie w rozbawione oczy Lucyfera.
-To nie rób. - szepnął tamten w odpowiedzi, wciąż stojąc z rękami rozłożonymi na boki.
-Przepraszam. - było to ostanie słowo, które usłyszał upadły anioł. Michał wbił miecz w miejsce, w którym powinno być serce, a z jego oczu poleciały gorzkie łzy. Lucyfer opadł do przodu, wprost w ramiona blondyna, który objął go, delikatnie kładąc jego ciało na piachu. - Przepraszam. - powtórzył, podczas gdy krople łez spadały na ciało diabła.
Michał pochylił się  i delikatnie pocałował swojego brata w czoło. W tym samym momencie dziwna energia wydostała się z ciała Szatana i rozniosła się po całym polu walki. Wszystko jak gdyby zatrzymało się na moment, po czym demony i anioły zniknęły w chmurze niebieskawej poświaty. Na pustyni zostali tylko archaniołowie, wciąż ustawieni w okrąg, w którego środku znajdowało się martwe ciało Lucyfera i klęczący nad nim Michał. Diabeł nie wyglądał już jak eteryczna postać. Jego ciało stało się bardziej materialne i teraz patrząc na nie widać było tylko anioła z białymi puchowymi skrzydłami i srebrzystymi włosami, które ułożyły się wokół jego głowy  niczym aureola. Zniknęło oblicze demona, smutne i odrażające, bardziej podobne do oblicza Kostuchy.
-Wracajmy. – powiedział cicho Metatron, po przeciągającej się ciszy. Pozostała szóstka rzuciła mu karcące spojrzenie, jednak nikt nie odezwał się słowem. Po chwili ich wzrok spoczął na wciąż klęczącym blondynie.
-On ma racje. – powiedział Michał wstając znad ciała Lucyfera i ocierając dłonią łzy. Nadal nikt się nie odzywał, ale po chwili niezręcznej ciszy z kręgu wystąpił najmłodszy z braci, Gabriel, i objął Michała mocno, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi, podczas gdy jego ciałem wstrząsnął szloch. – Cii, braciszku. Wszystko będzie dobrze.
-Czy Lucyfer będzie na zawsze w piekle? – zapytał Gabriel cienkim głosem, świadczącym o tym, iż mimo dorosłego wyglądu, pośród aniołów jest wciąż dzieckiem.
-Piekła już nie ma, skarbie. – szepnął Michał, całując brata w czubek głowy.
Nagle pustynia była pusta. Anioły zniknęły niezauważalnie, jak to mają w zwyczaju i nie została po nich nawet słaba poświata, podmuch wiatru czy promień słońca. Zniknęło również ciało Lucyfera, a na piasku nie pozostał nawet ślad, że kiedykolwiek stanęła na nim stopa. Znów było tak, jak gdyby nic się nie wydarzyło i tylko ktoś naprawdę uważny, gdyby wytężył wzrok, mógłby dostrzec kołyszące się na wietrze białe, puchowe pióro.

2 komentarze:

  1. Cześć! :) Widzę, że prowadzisz bloga yaoi, więc dobrze się składa, bo z koleżanką postanowiłyśmy założyć spis blogów z opowiadaniami o tej właśnie tematyce. Wiele już takich akcji krążyło po polskim Internecie, niestety wiele one nie pożyły. Fajnie by było, gdybyś nam pomogła, zgłosiła się i dodała gdzieś na blogu nasz banner lub link.

    Zapraszamy na: http://homoerotyczne.blogspot.com/ i mamy nadzieję, że do nas dołączysz! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. http://haremus.blogspot.com/ ZAPRASZAM NA MÓJ BLOG I Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA SPAM. WŁAŚNIE ZACZYNAM GO PROWADZIĆ I CHCĘ TROCHĘ SIĘ POREKLAMOWAĆ. OPOWIADANIA YAOI OCZYWIŚCIE.

    OdpowiedzUsuń