Hejo, hejo kochaniutcy! Przed wami ostatni (tak, dobrze
czytacie) rozdział opowiadania. W końcu! Mamy nadzieję, że nie byłyśmy takie
najgorsze. Przepraszamy za
ogromną zwłokę, ale wynikły małe problemy w stylu "nie chce mi się".
Jak na razie nie wiemy co będzie dalej. Zobaczymy.
Miłego czytania! :D
__________________________________________________________
Powietrze
zadrżało, białe światło rozświetliło przestrzeń. Kiedy zniknęło, cały świat był
inny. Pośrodku polany, gdzie na oszronionej trawie leżały dwie męskie, martwe
sylwetki, pojawiła się postać. Nie dało się zauważyć momentu jej przybycia.
Gdyby ktoś patrzył dokładnie w miejsce, gdzie się pojawiła, zapewne zamrugałby
zdziwiony.
Byłby świadomy, że musiała się jakoś pojawić, ale jednocześnie
miałby wrażenie, że była tam zawsze. Ale nikt nie patrzył. Postać miała dwa
oblicza. Jedno smutne, świetliste, z puchowymi skrzydłami, z których pióra
unosiły się w powietrzu. Inne blade, kościste, ze szkieletami skrzydeł. Obydwie
widoczne w tym samym momencie. Przez krótki moment uśmiech zagościł na twarzy
stworzenia, a po chwili sceneria zmieniła się całkowicie. Szron zmienił się w
piach, a postać otaczało podobne jej, tak samo materialne i niematerialne w
jednym momencie. Piękne i obrzydliwe. Diabeł przekręcił lekko głowę. Było
słychać kości strzykające w ciszy jaka zapanowała na pustyni. I wtedy wybuchło
niebo.
***
Dwóch
mężczyzn leżało we wspólnym uścisku, oddychając w ciszy. Nagle pokojem
zatrzęsło. Oboje poruszyli się niespokojnie, wymieniając spojrzenia. Zapewne
poszliby do okna, zobaczyć co się stało, ale w pokoju nie było okien.
-To
już?
-Tak.
Szepty
zniknęły w powietrzu tak szybko jak się pojawiły.
***
Strumienie
światła zaczęły przebijać się spomiędzy chmur, jak promienie słońca. Były
jednak bardziej intensywne, bardziej oślepiające niż zwykłe promienie słoneczne.
-Zaczyna
się. - szepnął Lucyfer. Otaczające go demony wydały z siebie odgłosy tak
obrzydliwe, że nie do opisania, a sam Szatan zaśmiał się cicho, patrząc w
rozświetlone niebo.
Po
chwili pojawiły się przed nim 3 postacie. Doskonale poznał te świetliste
sylwetki.
-Gabriel,
Rafael... Michał. - szepnął, patrząc na każdego z osobna. - Miło was widzieć,
bracia.
-Chciałbym
powiedzieć to samo. - odpowiedział ostatni z wymienionych. Był najwyższy, a
jego aura biła światłem tak intensywnym, że zaślepiało samego Lucyfera. W
oczach, które strzelały błękitem, dało się ujrzeć determinację, ale także
ukryty smutek. - Nadal możesz się wycofać.
-Zabiłem
już wszystkich. Z czego mam się teraz wycofywać? - zaśmiał się, odchylając
głowę do tyłu. Odpowiedziały mu leniwe pomruki pomniejszych demonów.
-Daj
spokój, Michale. Niech to pójdzie szybko. - mruknął Rafael, kładąc dłoń na
ramieniu brata.
-Co
takiego?
Lucyfer
przeciągnął wzrokiem po trojgu postaci, zatrzymując się na cicho stojącym
Gabrielu.
-O
co chodzi, braciszku? - zapytał głosem, który wcale nie był agresywny czy kpiący.
Był to głos starszego brata. Gabriel podniósł wzrok, spotykając się ze wzrokiem
Lucyfera. - Chcecie mnie powstrzymać? - skierował się Szatan już do wszystkich
trojga.
-Tak
trzeba.
-I
zamierzacie zrobić to w trójkę? Mam za sobą armię demonów i mniej skrupułów niż
wy wszyscy razem wzięci. - rzucił. Demony na potwierdzenie zawarczały
ostrzegawczo.
-Jesteśmy
żołnierzami Boga. Nie mamy skrupułów, mamy rozkazy. - szepnął Michał, a jego
twarz przeciął gorzki uśmiech.
Po
chwili ziemia zatrzeszczała pod nogami stojących na niej istot. Można było
wyczuć drżenia, jakby jakiś wielki stwór budził się gdzieś w głębinach.
Lucyfer
skierował swój wzrok na stojące za nim domeny i tylko lekki ruch głowy zdawał
się sugerować, że wydał im jakikolwiek rozkaz. Po chwili wystrzeliły one w
stronę trzech archaniołów, z pazurami i kłami na wierzchu, a ich przeciągły ryk
rozciągał się na pustyni. Ta rzesza stworów nie dotarła jednak do celu,
zatrzymana przez miliony aniołów, które spadły z nieba, rozświetlając horyzont.
Poleciały iskry i strzępy energii. Lucyfer stał pośrodku tego wszystkiego,
zupełnie nieruchomy, jakby wcale nie był w samym środku walki. Tak samo jego
bracia - teraz już ośmiu archaniołów. Otoczyli oni Lucyfera kręgiem, na tyle
ciasnym, że nie było sposobu by wyrwał się z niego i na tyle szerokim, że
między aniołami, były przynajmniej trzy metry przerwy.
-I
co teraz, bracie? - zapytał, patrząc wprost na Michała. W ręce archanioła
pojawiło się świetliste ostrze, które rozbłysło jeszcze większym blaskiem, gdy
złotowłosy anioł uniósł je w stronę niebios. Zdawać by się mogło, iż promień
światła pada dokładnie na nie, obdarzając je błogosławieństwem.
-Nie
chcę cię zabijać. - szepnął Michał ze wzrokiem wciąż wbitym w niebo. Mimo
szalejącej wokół bitwy jego głos był dobrze słyszalny.
-Jednak
to zrobisz.
-Muszę.
-Nie.
Dlaczego to robisz? Bo wypełniasz rozkazy tatusia jak posłuszny żołnierzyk?
-Robię
to, co jest słuszne. - Michał w końcu spuścił wzrok na brata. Widać było jak
mięśnie jego szczęki zacisnęły się w irytacji, choć tak naprawdę był on tylko
energią, która przybrała formę podobną ludzkiej. Jego białe, ogromne skrzydła
zasłaniały słońce, a złote włosy falowały w powietrzu mimo braku wiatru.
-Jesteś
pewny?
Michał
nie odpowiedział. Wymienił spojrzenie z aniołem po swojej lewej stronie,
Metatronem. Ten kiwnął głową, na co Michał wciągnął głęboko powietrze i
wymierzył ostrze w Lucyfera. Diabeł zaśmiał się głośno, rozrywając dziwną ciszę
na kawałki.
-Nawet
nie widziałeś się z Nim twarzą w twarz, co? On ci wszystko mówi. - powiedział
szatan, wskazując na Metatrona, a jego ciałem wciąż wstrząsały spazmy śmiechu.
-Jestem
tym, który słyszy słowo Boga. Wątpisz w moją uczciwość, Lucyferze? - zapytał
anioł, kierując ku niemu spojrzenie.
-Jestem
znany z wątpliwości. - odpowiedział Diabeł, a jego twarz przeciął ironiczny
uśmiech. - No dobrze! - krzyknął, na co Michał poruszył niespokojnie ramionami.
Lucyfer za to rozłożył swoje na boki wypinając pierś w stronę swojego brata. -
Zrób to. Na co czekasz?
Michał
westchnął głęboko i powoli podszedł do Lucyfera. Zamiast miecza, na początku
uniósł dłoń i przyłożył ją do policzka swojego brata.
-Wiesz,
że nie chcę tego robić, prawda? - szepnął cicho, wpatrując się intensywnie w
rozbawione oczy Lucyfera.
-To
nie rób. - szepnął tamten w odpowiedzi, wciąż stojąc z rękami rozłożonymi na
boki.
-Przepraszam.
- było to ostanie słowo, które usłyszał upadły anioł. Michał wbił miecz w
miejsce, w którym powinno być serce, a z jego oczu poleciały gorzkie łzy.
Lucyfer opadł do przodu, wprost w ramiona blondyna, który objął go, delikatnie
kładąc jego ciało na piachu. - Przepraszam. - powtórzył, podczas gdy krople łez
spadały na ciało diabła.
Michał
pochylił się i delikatnie pocałował
swojego brata w czoło. W tym samym momencie dziwna energia wydostała się z
ciała Szatana i rozniosła się po całym polu walki. Wszystko jak gdyby
zatrzymało się na moment, po czym demony i anioły zniknęły w chmurze
niebieskawej poświaty. Na pustyni zostali tylko archaniołowie, wciąż ustawieni
w okrąg, w którego środku znajdowało się martwe ciało Lucyfera i klęczący nad
nim Michał. Diabeł nie wyglądał już jak eteryczna postać. Jego ciało stało się
bardziej materialne i teraz patrząc na nie widać było tylko anioła z białymi
puchowymi skrzydłami i srebrzystymi włosami, które ułożyły się wokół jego
głowy niczym aureola. Zniknęło oblicze
demona, smutne i odrażające, bardziej podobne do oblicza Kostuchy.
-Wracajmy.
– powiedział cicho Metatron, po przeciągającej się ciszy. Pozostała szóstka
rzuciła mu karcące spojrzenie, jednak nikt nie odezwał się słowem. Po chwili
ich wzrok spoczął na wciąż klęczącym blondynie.
-On
ma racje. – powiedział Michał wstając znad ciała Lucyfera i ocierając dłonią
łzy. Nadal nikt się nie odzywał, ale po chwili niezręcznej ciszy z kręgu
wystąpił najmłodszy z braci, Gabriel, i objął Michała mocno, chowając głowę w
zagłębieniu jego szyi, podczas gdy jego ciałem wstrząsnął szloch. – Cii,
braciszku. Wszystko będzie dobrze.
-Czy
Lucyfer będzie na zawsze w piekle? – zapytał Gabriel cienkim głosem,
świadczącym o tym, iż mimo dorosłego wyglądu, pośród aniołów jest wciąż
dzieckiem.
-Piekła
już nie ma, skarbie. – szepnął Michał, całując brata w czubek głowy.
Nagle
pustynia była pusta. Anioły zniknęły niezauważalnie, jak to mają w zwyczaju i
nie została po nich nawet słaba poświata, podmuch wiatru czy promień słońca.
Zniknęło również ciało Lucyfera, a na piasku nie pozostał nawet ślad, że
kiedykolwiek stanęła na nim stopa. Znów było tak, jak gdyby nic się nie
wydarzyło i tylko ktoś naprawdę uważny, gdyby wytężył wzrok, mógłby dostrzec
kołyszące się na wietrze białe, puchowe pióro.
Cześć! :) Widzę, że prowadzisz bloga yaoi, więc dobrze się składa, bo z koleżanką postanowiłyśmy założyć spis blogów z opowiadaniami o tej właśnie tematyce. Wiele już takich akcji krążyło po polskim Internecie, niestety wiele one nie pożyły. Fajnie by było, gdybyś nam pomogła, zgłosiła się i dodała gdzieś na blogu nasz banner lub link.
OdpowiedzUsuńZapraszamy na: http://homoerotyczne.blogspot.com/ i mamy nadzieję, że do nas dołączysz! :)
http://haremus.blogspot.com/ ZAPRASZAM NA MÓJ BLOG I Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA SPAM. WŁAŚNIE ZACZYNAM GO PROWADZIĆ I CHCĘ TROCHĘ SIĘ POREKLAMOWAĆ. OPOWIADANIA YAOI OCZYWIŚCIE.
OdpowiedzUsuń