niedziela, 24 marca 2013

Devil's Soul XV

Zapraszamy do czytania! :)
_______________________________________________________________
Znów był w zaspach. Kilometrami rozciągał się przed nim arktyczny krajobraz, tak znajomy, jednak tak obcy.
-Halo!
Luka rozejrzał się znów słysząc obcy głos. Mróz nie robił już chłopakowi różnicy. Zamiast wiatru i zimna Luka czuł rozchodzące się po jego nagim ciele przyjemne ciepło. Chciał znaleźć źródło głosu, ale za każdym razem dochodził on z innej strony. Niebieskooki powoli odchodził od zmysłów. Sam nie wiedział, czy naprawdę słyszy wołanie.
-Halo! - rozległo się znów z innej strony. Luka znieruchomiał, spojrzał w niebo, które miało nieprzyjemny śnieżnobiały kolor, tak samo jak śnieg. Niebieskooki niemal nie mógł utrzymać oczu otwartych. Zapłakał, a samotna łza utonęła w białym puchu.

-Halo? - usłyszał znów, tym razem ciszej i jakby bliżej, jednak jego ciałem wstrząsnął tylko kolejny szloch. - Jest tam kto? - Lukę zmroziło. Od czasu, który zdawał mu się wiecznością, słyszał tylko jedno słowo. "Halo". Zdanie, które doszło do jego uszu przed chwilą, nie mogło być tylko wymysłem wyobraźni. Było zbyt wyraźne, zbyt bliskie. Przynajmniej w to chciał wierzyć.
Luka poderwał głowę, rozglądając się po oślepiającej bieli. Oddech utknął mu w gardle, kiedy z początku niebieskooki nie zobaczył nic nowego, ale wkrótce jego wzrok przykuł pomarańczowy punkt na śniegu. Dopiero po minucie przyglądania się zbliżającej się pomału kropce, zdał sobie sprawę, że to czyjeś włosy. Poderwał się ze śniegu, machając rękami nad głową.

***

Bastien ocknął się nagle, zlany potem. Jego sny obracały się ciągle wokół czerwonookiego blondyna i choć go nie widział, słyszał jego wołanie. Rozejrzał się zdezorientowany po pokoju, zastanawiając się, co dzieje się z Cyprienem, po czym jego wzrok spoczął na Rodricku. Od dwóch dni chłopak leżał bez ruchu, jego oddech był płytki i czasem nie równy, ale przez większość część czasu wyglądał po prostu jakby spał. Nie dało się go jednak obudzić.
Brunet wstał, zebrał i związał wchodzące do oczu włosy, po czym skierował się do kuchni.
-Dobry. - mruknął Jory, zaciągając się papierosem. Kolejnym, sądząc z zawartości popielniczki.
-A tobie co? - zapytał Bastien, kiwając głową w odpowiedzi na przywitanie.
-Nudy. Nie mam nic do ciebie, ale ja się nie pisałem na siedzenie w jednostce, kiedy tam czerwoni czekają, żeby im przetrzepać dupę.
-Uwierz mi, ja też nie, ale sprawy się pokomplikowały. - zerknął kątem oka w kierunku sypialni.
-Co z młodym? - zapytał Jory, kierując się za wzrokiem bruneta.
-Nic nowego. Szczerze mówiąc, to już wolałbym żeby znowu miał konwulsje. Boję się pomyśleć co się dzieje w jego głowie.
-Ja tam się na tym nie znam, ale na moje oko, to rudy ma silne nerwy. Da radę.
-Silne nerwy raczej nie wystarczą.
Bastien westchnął, przeczesując palcami włosy i próbując ukryć ziewnięcie.
-Idź się ogarnij, prześpij porządnie. - Jory wstał, zgniatając niedopałek w popielniczce. - Będę miał na niego oko.
-Dzięki. - mruknął brunet, uśmiechając się lekko.

***

Rodrick usłyszał cichy szloch. Zawołał, a po chwili zobaczył na śniegu sylwetkę człowieka.
-Hej! - zawołał próbując biec, ale jego ciało nie było mu w pełni posłuszne. Poruszał się więc irytująco powoli. - Kto tam? - zapytał, po czym podszedł jeszcze bliżej. Początkowa radość ustąpiła niepokojowi. Mimo tego, iż nie był w pełni świadomy swojego położenia. Miał problem z rozróżnianiem prawej od lewej, góry od dołu, wiedział, że znajduję się w środku swojego umysłu, w jakimś niematerialnym miejscu. Więc skąd u licha w środku jego umysły, jakaś inna osoba? - Kim jesteś? - powtórzył, gdy był już na tyle blisko, by zobaczyć niepokojący błękit oczu chłopaka.
-A ty? - usłyszał w odpowiedzi. Nie wiedział co powiedzieć, bo jego imię jakoś wypadło mu z pamięci. Właściwie wszystko wypadło mu z pamięci. Wiedział tylko, że chce stąd odejść, że powinien coś znaleźć, ale zawsze kiedy myśli o tym czymś, ogarnia go niepokój, jego ciało trzęsie się w konwulsjach i znów jedyne co chce zrobić, to stąd uciec.
Kiedy o tym pomyślał, znów nim wstrząsnęło. Upadł na śnieg, nagle czując jego zimno na swojej skórze. Krzyknął, kiedy poczuł palący ból głowy, który nie pozwalał mu myśleć. Po chwili poczuł jednak dłonie na swojej skórze. Ciepłe dłonie, złapały jego ramiona, a cichy głos uspokajał jego zmysły. Nie rozpoznawał wprawdzie słów, jednak po jakimś czasie drgawki minęły, a on zdał sobie sprawę, że wczepia się kurczowo w nagie ciało chłopaka, swoim nagim ciałem. Zaskakująco, ta nagość nie miała dla niego znaczenia.
-Spokojnie. Spokojnie. - rudowłosy wsłuchiwał się w te słowa, próbując pojąć ich sens. Jak mógł być spokojny, kiedy tkwił uwięziony w swoim umyśle, a co chwilę wstrząsały nim konwulsje?
-Muszę stąd uciec. - szepnął cicho, czując płynące po policzkach łzy.
-Wiem. Wiem.

***

Cyprien obudził się, wciągając głęboko powietrze. Czuł pot płynący leniwie po jego ciele, które wciąż drżało konwulsyjnie, nie całkiem pewne, czy sen już się skończył. Blondyn właściwie nie pamiętał, co to był za sen, ale jego stan po przebudzeniu wystarczał, by był wdzięczny za to, że wyrwał się z ramion Morfeusza.
Wstał, choć miękkie w kolanach nogi uniemożliwiły mu bezszelestne poruszanie się po domu. Zobaczył Carola, który spał na kanapie w salonie i zatrzymał się, gdy łucznik ruszył się niespokojnie, przewracając na drugi bok. W końcu jednak czerwonooki znalazł się w małej kuchni, gdzie w lodówce leżały stosy zimnej krwi. Nalał jedno opakowanie AB Rh+ do kubka, po czym usiadł przy stoliku. Krzyknął i niemal wylał zawartość naczynia, gdy zobaczył siedzącą na krześle po drugiej stronie blatu kobietę.
-Zły sen? - zapytała, błyskając w ciemności swoimi krwistoczerwonymi oczami.
-Ostatnio miewam same złe sny.
-Ostatnio każdy miewa złe sny.
Cyprien poderwał głowę, słysząc te słowa. Ton w jaki wypowiedziała je ta miła, starsza kobieta był tak podobny do przedśmiertnego tonu jego matki, że przeszedł go dreszcz. Coś w jej głosie, coś w głosie ich obu, mówiło, że wiedziały więcej. Więcej niż chciały się przyznać, więcej niż chciały wiedzieć.
-O co chodzi? Co się dzieje? - zapytał, za bardzo nie wiedząc, jak zacząć. Co właściwie wiedział?
-Nadchodzi burza. - szepnęła, patrząc nieobecnym wzrokiem przez okno. Cyprien automatycnie podążył za jej krokiem, ale bezchmurne niebo nie wskazywało na jakiekolwiek zmiany pogodowe. Zresztą i tak w sercu wiedział, że nie o taką burze jej chodzi.
-A dokładniej? - zapytał, lekko zirytowany. Upił łyk krwi, by uspokoić swoją własną, kiedy jego skronie zaczęły palić piekącym bólem.
-Jak myślisz, kiedy piekło wybuchło, gdzie poszedł Szatan? - zaczęła. Blondyn prychnął, spoglądając na nią ze sceptycyzmem.
-To bajeczki dla dzieci. - powiedział, choć jego głos zdradził go i zadrżał pod jej nie znoszącym sprzeciwu wzrokiem. Wzrokiem jakiego nigdy u niej nie widział.
-Tak? To w takim razie czemu pijesz krew? Czemu w środku ciebie siedzi demon, domagający się mordu i okrucieństwa? Czemu teraz pragnie tego mocniej niż zawsze?
-Wcale nie..
-Nie? Czyli to był wasz pierwotny plan, żeby zabić twoją matkę w środku dnia w jadalni przy obiedzie, tylko dlatego, że powiedziała coś, co cię zdenerwowało? - rzuciła głośniej, nie wstając, ale jej sylwetka stała się nagle potężniejsza, a oczy zaświeciły mocniejszym blaskiem. Cyprien poczuł wiatr wpadający przez uchylone okno i poruszający koronkową firanką.
-Skąd ty..
-Etienna mi powiedziała. - odpowiedziała zanim jeszcze blondyn dokończył pytanie. Westchnąwszy zamknęła oczy, a wiatr uspokoił się momentalnie.
-To nie tak miało być. - przyznał Cyprien, ukrywając twarz w dłoniach. - Nie tak, ale... po prostu...
-Po prostu to zrobiłeś, zostawiając królestwo bez lidera, z rozwalonymi władzami, bezbronne.
-Chciałem...
-Co chciałeś? Zasiąść na tronie? Może gdybyś chciał tego od początku, matka wprowadziłaby cię w szczegóły, ale teraz? Nic nie wiesz. Nic nie rozumiesz. Z niczym sobie nie poradzisz. Etienna opowiedziała mi o twoim wspaniałym planie pokoju z czarnymi. - ciotka spojrzała badawczo na chłopaka, kiedy ten odwrócił głowę. W ciemności na szczęście nie było widać jego zaczerwienionych policzków. Starał się nie myśleć o Bastienie. Zdawało się, że od ich ostatniego spotkania minęły lata i Cyprien nawet nie wiedział, czy zdarzyło się to naprawdę. W tej chwili jednak nie chciał się nad tym zastanawiać. Spojrzał na ciotkę, która uśmiechnęła się lekko, pierwszy raz od jakichś dwudziestu minut. - Nie mówię tego z kpiną. To byłby całkiem niezły pomysł, ale w tej chwili mamy ważniejsze problemy na głowie i założę się, że ten twój kochaś również się ze mną zgodzi. - wstała i wyszła, ścisnąwszy delikatnie ramię siostrzeńca.
Cyprien został sam w ciemności, zbyt poruszony by iść spać i zbyt zmęczony by zrobić coś innego. Siedział więc, zastanawiając się nad jej słowami i powoli popijając czerwony, zimny płyn.

***

Luka oderwał od siebie sylwetkę młodego chłopaka, który drżąc wczepił się w jego ciało. Z początku niebieskooki tkwił bez ruchu, nie wiedząc co zrobić, po czym przytulił go do siebie tak, jak zawsze robił to Kaleb, kiedy Luka miał napad konwulsji. Kiedy rudowłosy uspokoił się na tyle, żeby zacząć normalnie oddychać, Luka spojrzał mu w oczy. Były czarne, o wielkich, przepastnych źrenicach, w których kryło się przerażenie i zdezorientowanie. Luka wyzbył się już tych uczuć. Jedyne co chciał zrobić, to wydostać się z tego miejsca.
-Wydostaniemy się. - zapewnił czarnookiego, choć sam nie był pewny, czy chłopak nie jest tylko wymysłem jego wyobraźni. Pomógł mu wstać, a kiedy rudzielec zadrżał, znów opadając w śnieg, Luka pozwolił mu podeprzeć się na swoim ramieniu. Nie pytali już kim są, zbyt przerażeni odpowiedzi.
Przez następną godzinę szli bez celu przez zaspy. Nagle zawiało na tyle mocno, że zrzuciło ich z nóg. Wylądowali w śniegu, próbując zakryć oczy przed zamiecią. Po chwili jednak zimny śnieg, zamienił się w coś gorącego. Luka niemal nie mógł wytrzymać, kiedy całe jego ciało dotykało jak gdyby patelni. Nie był w stanie jednak się podnieść, ponieważ zamieć nadal trwała. Dopiero po czasie, który mógł być godziną, a może minutą, Luka wstał, tracąc niemal oddech, na widok, który się przed nim ukazał.
Była to pustynia. Rozciągająca się kilometrami, tak jak poprzednio lodowiec, jednak teraz podłożem był złoty piasek, a nad głową mieli błękitne niebo.
-Co się stało? - zapytał rudzielec, przechodząc kilka kroków, po gorącym piasku.
-Kolejna sceneria. - rzucił Luka z irytacją. Miał już dość tej zabawy. Albo niech da im mu spokój, albo niech się pokażę. Krzyknąłby, gdyby był sam, ale obecność rudzielca sprawiała, że Luka czuł się niepewnie. Spojrzał na chłopaka kątem oka. Nadal byli nadzy i to nadal nie miało dla Luki znaczenia. Czuł się jak Adam z Ewą przed zjedzeniem jabłka, tylko zamiast w Raju uwięziony był na pustyni i to nie Bóg sprawował nad wszystkim piecze.
-Idziemy? - zapytał rudzielec, wskazując głową w nieokreślonym kierunku.
-A mamy inny wybór? Modlić się nie zamierzam. - mruknął niebieskooki, znów ruszając do przodu.

***

Bastien wyszedł spod prysznica, wyspany, najedzony, nabrawszy w płuca nieco świeżego powietrza, przepełniony był nową nadzieją na to, że Rodrick wreszcie się obudzi. Kiedy jednak wszedł do pokoju, nadzieje te zniknęły w oka mgnieniu.
Rudzielec leżał tak samo jak przedtem, nie poruszywszy nawet palcem. Jego skóra jednak, zamiast być zimna i zsiniała, jak gdyby znajdował się bez ubrania w okolicach bieguna, była rozpalona i pokryta potem. Byłoby to normalne, gdyby znajdował się na dworze, jednak w klimatyzowanym pomieszczeniu, jakim był pokój w którym leżał, taki stan nie był zadowalający. I to nie była zwykła gorączka. Rodrick wyglądał dosłownie jak osoba, która właśnie znajduje się na pustyni w temperaturze powyżej 40 stopni Celsjusza.
-Co ci jest, dzieciaku? – odezwał się Bastien cicho. Jego głos rozszedł się smutnym echem po pustym pokoju.
Znów siadł w fotelu i cały dzień odpoczynku zdał się na nic. Zatopił twarz w dłoniach, oddychając przez moment, jak gdyby nie mógł złapać odpowiednio dużo powietrza, by wypełnić swoje płuca. Po chwili wstał gwałtownie, jego czarne oczy błyszczały irytacją i gniewem i wyszedł z pokoju, kierując się do kantyny, gdzie o tej porze siedzieli niemal wszyscy w jednostce. Pierwszego zobaczył Joriego i uśmiechnął się lekko, wiedząc, że mężczyźnie spodoba się ten pomysł.
-Miałeś rację. Mam dość. – zaczął, zwracając na siebie jego uwagę.
-A co dokładnie chodzi?
-Dla Rodricka i tak nic tu nie zrobię. Jedziemy w pole. – powiedział, uśmiechając się lekko, ale z satysfakcją. Może nawet zbyt duża satysfakcją.
-I to mi się podoba. – odpowiedział Jory, klepiąc bruneta po placach tak mocno, że Bastien w pierwszej chwili stracił równowagę. Po chwili jednak zaśmiał się delikatnie, po raz pierwszy nie próbując zagłuszyć tego drugiego śmiechu, który rozbrzmiał w jego głowie.
________________________________________________________________
I jak podobało się?

2 komentarze:

  1. Bastien rządny krwi... całym sobą. I jakże bardzo pasuje to stwierdzenie do tego opowiadania. xD Tutaj albo współgra i ufa się sobie - nawet duszy, czy drugim "ja", albo jest się rozdartym.
    Rodrick ma pogawędkę z samym szefem i nawet o tym nie wie. xD Był lód, jest pustynia... co będzie następne?

    Zapraszam na rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, ja chcę więcej. Strasznie was nie lubię za tak rzadkie notki. Będę szczera pod tym względem :P Ale i tak wasze opowiadanie mnie zafascynowało. Nie wiem na ile samo yaoi, a na ile sama tematyka demonów. A to dlatego, że lubię czytać książki o aniołach bądź demonach :) Rzadko mam do nich dostęp, ale mimo wszystko *_*. Co do rozdziału zaciekawiło mne czemu Luka i Rodrika spotkali się w jednym miejscu. Czyżby Lucyfer i jego prawa ręka. Pierwsze co mi się nasunęło to Behemot, ale wiem, że zapewne to nie to :P Chcę więcej Bastiena *_* Nie umiem pisać komentarzy. Wybaczcie

    OdpowiedzUsuń