Zapraszamy do czytania! :)
_______________________________________________________________
Znów
był w zaspach. Kilometrami rozciągał się przed nim arktyczny krajobraz, tak
znajomy, jednak tak obcy.
-Halo!
Luka
rozejrzał się znów słysząc obcy głos. Mróz nie robił już chłopakowi różnicy.
Zamiast wiatru i zimna Luka czuł rozchodzące się po jego nagim ciele przyjemne
ciepło. Chciał znaleźć źródło głosu, ale za każdym razem dochodził on z innej
strony. Niebieskooki powoli odchodził od zmysłów. Sam nie wiedział, czy
naprawdę słyszy wołanie.
-Halo!
- rozległo się znów z innej strony. Luka znieruchomiał, spojrzał w niebo, które
miało nieprzyjemny śnieżnobiały kolor, tak samo jak śnieg. Niebieskooki niemal
nie mógł utrzymać oczu otwartych. Zapłakał, a samotna łza utonęła w białym
puchu.
-Halo?
- usłyszał znów, tym razem ciszej i jakby bliżej, jednak jego ciałem wstrząsnął
tylko kolejny szloch. - Jest tam kto? - Lukę zmroziło. Od czasu, który zdawał
mu się wiecznością, słyszał tylko jedno słowo. "Halo". Zdanie, które
doszło do jego uszu przed chwilą, nie mogło być tylko wymysłem wyobraźni. Było
zbyt wyraźne, zbyt bliskie. Przynajmniej w to chciał wierzyć.
Luka
poderwał głowę, rozglądając się po oślepiającej bieli. Oddech utknął mu w
gardle, kiedy z początku niebieskooki nie zobaczył nic nowego, ale wkrótce jego
wzrok przykuł pomarańczowy punkt na śniegu. Dopiero po minucie przyglądania się
zbliżającej się pomału kropce, zdał sobie sprawę, że to czyjeś włosy. Poderwał się
ze śniegu, machając rękami nad głową.
***
Bastien
ocknął się nagle, zlany potem. Jego sny obracały się ciągle wokół
czerwonookiego blondyna i choć go nie widział, słyszał jego wołanie. Rozejrzał
się zdezorientowany po pokoju, zastanawiając się, co dzieje się z Cyprienem, po
czym jego wzrok spoczął na Rodricku. Od dwóch dni chłopak leżał bez ruchu, jego
oddech był płytki i czasem nie równy, ale przez większość część czasu wyglądał
po prostu jakby spał. Nie dało się go jednak obudzić.
Brunet
wstał, zebrał i związał wchodzące do oczu włosy, po czym skierował się do
kuchni.
-Dobry.
- mruknął Jory, zaciągając się papierosem. Kolejnym, sądząc z zawartości
popielniczki.
-A
tobie co? - zapytał Bastien, kiwając głową w odpowiedzi na przywitanie.
-Nudy.
Nie mam nic do ciebie, ale ja się nie pisałem na siedzenie w jednostce, kiedy
tam czerwoni czekają, żeby im przetrzepać dupę.
-Uwierz
mi, ja też nie, ale sprawy się pokomplikowały. - zerknął kątem oka w kierunku
sypialni.
-Co
z młodym? - zapytał Jory, kierując się za wzrokiem bruneta.
-Nic
nowego. Szczerze mówiąc, to już wolałbym żeby znowu miał konwulsje. Boję się
pomyśleć co się dzieje w jego głowie.
-Ja
tam się na tym nie znam, ale na moje oko, to rudy ma silne nerwy. Da radę.
-Silne
nerwy raczej nie wystarczą.
Bastien
westchnął, przeczesując palcami włosy i próbując ukryć ziewnięcie.
-Idź
się ogarnij, prześpij porządnie. - Jory wstał, zgniatając niedopałek w
popielniczce. - Będę miał na niego oko.
-Dzięki.
- mruknął brunet, uśmiechając się lekko.
***
Rodrick
usłyszał cichy szloch. Zawołał, a po chwili zobaczył na śniegu sylwetkę
człowieka.
-Hej!
- zawołał próbując biec, ale jego ciało nie było mu w pełni posłuszne. Poruszał
się więc irytująco powoli. - Kto tam? - zapytał, po czym podszedł jeszcze
bliżej. Początkowa radość ustąpiła niepokojowi. Mimo tego, iż nie był w pełni
świadomy swojego położenia. Miał problem z rozróżnianiem prawej od lewej, góry
od dołu, wiedział, że znajduję się w środku swojego umysłu, w jakimś
niematerialnym miejscu. Więc skąd u licha w środku jego umysły, jakaś inna
osoba? - Kim jesteś? - powtórzył, gdy był już na tyle blisko, by zobaczyć
niepokojący błękit oczu chłopaka.
-A
ty? - usłyszał w odpowiedzi. Nie wiedział co powiedzieć, bo jego imię jakoś
wypadło mu z pamięci. Właściwie wszystko wypadło mu z pamięci. Wiedział tylko,
że chce stąd odejść, że powinien coś znaleźć, ale zawsze kiedy myśli o tym
czymś, ogarnia go niepokój, jego ciało trzęsie się w konwulsjach i znów jedyne
co chce zrobić, to stąd uciec.
Kiedy
o tym pomyślał, znów nim wstrząsnęło. Upadł na śnieg, nagle czując jego zimno
na swojej skórze. Krzyknął, kiedy poczuł palący ból głowy, który nie pozwalał
mu myśleć. Po chwili poczuł jednak dłonie na swojej skórze. Ciepłe dłonie,
złapały jego ramiona, a cichy głos uspokajał jego zmysły. Nie rozpoznawał
wprawdzie słów, jednak po jakimś czasie drgawki minęły, a on zdał sobie sprawę,
że wczepia się kurczowo w nagie ciało chłopaka, swoim nagim ciałem.
Zaskakująco, ta nagość nie miała dla niego znaczenia.
-Spokojnie.
Spokojnie. - rudowłosy wsłuchiwał się w te słowa, próbując pojąć ich sens. Jak
mógł być spokojny, kiedy tkwił uwięziony w swoim umyśle, a co chwilę wstrząsały
nim konwulsje?
-Muszę
stąd uciec. - szepnął cicho, czując płynące po policzkach łzy.
-Wiem.
Wiem.
***
Cyprien
obudził się, wciągając głęboko powietrze. Czuł pot płynący leniwie po jego
ciele, które wciąż drżało konwulsyjnie, nie całkiem pewne, czy sen już się
skończył. Blondyn właściwie nie pamiętał, co to był za sen, ale jego stan po
przebudzeniu wystarczał, by był wdzięczny za to, że wyrwał się z ramion
Morfeusza.
Wstał,
choć miękkie w kolanach nogi uniemożliwiły mu bezszelestne poruszanie się po
domu. Zobaczył Carola, który spał na kanapie w salonie i zatrzymał się, gdy
łucznik ruszył się niespokojnie, przewracając na drugi bok. W końcu jednak
czerwonooki znalazł się w małej kuchni, gdzie w lodówce leżały stosy zimnej
krwi. Nalał jedno opakowanie AB Rh+ do kubka, po czym usiadł przy stoliku.
Krzyknął i niemal wylał zawartość naczynia, gdy zobaczył siedzącą na krześle po
drugiej stronie blatu kobietę.
-Zły
sen? - zapytała, błyskając w ciemności swoimi krwistoczerwonymi oczami.
-Ostatnio
miewam same złe sny.
-Ostatnio
każdy miewa złe sny.
Cyprien
poderwał głowę, słysząc te słowa. Ton w jaki wypowiedziała je ta miła, starsza
kobieta był tak podobny do przedśmiertnego tonu jego matki, że przeszedł go
dreszcz. Coś w jej głosie, coś w głosie ich obu, mówiło, że wiedziały więcej.
Więcej niż chciały się przyznać, więcej niż chciały wiedzieć.
-O
co chodzi? Co się dzieje? - zapytał, za bardzo nie wiedząc, jak zacząć. Co
właściwie wiedział?
-Nadchodzi
burza. - szepnęła, patrząc nieobecnym wzrokiem przez okno. Cyprien automatycnie
podążył za jej krokiem, ale bezchmurne niebo nie wskazywało na jakiekolwiek
zmiany pogodowe. Zresztą i tak w sercu wiedział, że nie o taką burze jej
chodzi.
-A
dokładniej? - zapytał, lekko zirytowany. Upił łyk krwi, by uspokoić swoją
własną, kiedy jego skronie zaczęły palić piekącym bólem.
-Jak
myślisz, kiedy piekło wybuchło, gdzie poszedł Szatan? - zaczęła. Blondyn
prychnął, spoglądając na nią ze sceptycyzmem.
-To
bajeczki dla dzieci. - powiedział, choć jego głos zdradził go i zadrżał pod jej
nie znoszącym sprzeciwu wzrokiem. Wzrokiem jakiego nigdy u niej nie widział.
-Tak?
To w takim razie czemu pijesz krew? Czemu w środku ciebie siedzi demon,
domagający się mordu i okrucieństwa? Czemu teraz pragnie tego mocniej niż zawsze?
-Wcale
nie..
-Nie?
Czyli to był wasz pierwotny plan, żeby zabić twoją matkę w środku dnia w
jadalni przy obiedzie, tylko dlatego, że powiedziała coś, co cię zdenerwowało?
- rzuciła głośniej, nie wstając, ale jej sylwetka stała się nagle potężniejsza,
a oczy zaświeciły mocniejszym blaskiem. Cyprien poczuł wiatr wpadający przez
uchylone okno i poruszający koronkową firanką.
-Skąd
ty..
-Etienna
mi powiedziała. - odpowiedziała zanim jeszcze blondyn dokończył pytanie.
Westchnąwszy zamknęła oczy, a wiatr uspokoił się momentalnie.
-To
nie tak miało być. - przyznał Cyprien, ukrywając twarz w dłoniach. - Nie tak,
ale... po prostu...
-Po
prostu to zrobiłeś, zostawiając królestwo bez lidera, z rozwalonymi władzami,
bezbronne.
-Chciałem...
-Co
chciałeś? Zasiąść na tronie? Może gdybyś chciał tego od początku, matka
wprowadziłaby cię w szczegóły, ale teraz? Nic nie wiesz. Nic nie rozumiesz. Z
niczym sobie nie poradzisz. Etienna opowiedziała mi o twoim wspaniałym planie
pokoju z czarnymi. - ciotka spojrzała badawczo na chłopaka, kiedy ten odwrócił
głowę. W ciemności na szczęście nie było widać jego zaczerwienionych policzków.
Starał się nie myśleć o Bastienie. Zdawało się, że od ich ostatniego spotkania
minęły lata i Cyprien nawet nie wiedział, czy zdarzyło się to naprawdę. W tej
chwili jednak nie chciał się nad tym zastanawiać. Spojrzał na ciotkę, która
uśmiechnęła się lekko, pierwszy raz od jakichś dwudziestu minut. - Nie mówię
tego z kpiną. To byłby całkiem niezły pomysł, ale w tej chwili mamy ważniejsze
problemy na głowie i założę się, że ten twój kochaś również się ze mną zgodzi.
- wstała i wyszła, ścisnąwszy delikatnie ramię siostrzeńca.
Cyprien
został sam w ciemności, zbyt poruszony by iść spać i zbyt zmęczony by zrobić
coś innego. Siedział więc, zastanawiając się nad jej słowami i powoli popijając
czerwony, zimny płyn.
***
Luka
oderwał od siebie sylwetkę młodego chłopaka, który drżąc wczepił się w jego
ciało. Z początku niebieskooki tkwił bez ruchu, nie wiedząc co zrobić, po czym
przytulił go do siebie tak, jak zawsze robił to Kaleb, kiedy Luka miał napad
konwulsji. Kiedy rudowłosy uspokoił się na tyle, żeby zacząć normalnie
oddychać, Luka spojrzał mu w oczy. Były czarne, o wielkich, przepastnych
źrenicach, w których kryło się przerażenie i zdezorientowanie. Luka wyzbył się
już tych uczuć. Jedyne co chciał zrobić, to wydostać się z tego miejsca.
-Wydostaniemy
się. - zapewnił czarnookiego, choć sam nie był pewny, czy chłopak nie jest
tylko wymysłem jego wyobraźni. Pomógł mu wstać, a kiedy rudzielec zadrżał, znów
opadając w śnieg, Luka pozwolił mu podeprzeć się na swoim ramieniu. Nie pytali
już kim są, zbyt przerażeni odpowiedzi.
Przez
następną godzinę szli bez celu przez zaspy. Nagle zawiało na tyle mocno, że
zrzuciło ich z nóg. Wylądowali w śniegu, próbując zakryć oczy przed zamiecią.
Po chwili jednak zimny śnieg, zamienił się w coś gorącego. Luka niemal nie mógł
wytrzymać, kiedy całe jego ciało dotykało jak gdyby patelni. Nie był w stanie
jednak się podnieść, ponieważ zamieć nadal trwała. Dopiero po czasie, który
mógł być godziną, a może minutą, Luka wstał, tracąc niemal oddech, na widok,
który się przed nim ukazał.
Była
to pustynia. Rozciągająca się kilometrami, tak jak poprzednio lodowiec, jednak
teraz podłożem był złoty piasek, a nad głową mieli błękitne niebo.
-Co
się stało? - zapytał rudzielec, przechodząc kilka kroków, po gorącym piasku.
-Kolejna
sceneria. - rzucił Luka z irytacją. Miał już dość tej zabawy. Albo niech da im
mu spokój, albo niech się pokażę. Krzyknąłby, gdyby był sam, ale obecność
rudzielca sprawiała, że Luka czuł się niepewnie. Spojrzał na chłopaka kątem
oka. Nadal byli nadzy i to nadal nie miało dla Luki znaczenia. Czuł się jak
Adam z Ewą przed zjedzeniem jabłka, tylko zamiast w Raju uwięziony był na
pustyni i to nie Bóg sprawował nad wszystkim piecze.
-Idziemy?
- zapytał rudzielec, wskazując głową w nieokreślonym kierunku.
-A
mamy inny wybór? Modlić się nie zamierzam. - mruknął niebieskooki, znów
ruszając do przodu.
***
Bastien
wyszedł spod prysznica, wyspany, najedzony, nabrawszy w płuca nieco świeżego
powietrza, przepełniony był nową nadzieją na to, że Rodrick wreszcie się
obudzi. Kiedy jednak wszedł do pokoju, nadzieje te zniknęły w oka mgnieniu.
Rudzielec
leżał tak samo jak przedtem, nie poruszywszy nawet palcem. Jego skóra jednak,
zamiast być zimna i zsiniała, jak gdyby znajdował się bez ubrania w okolicach
bieguna, była rozpalona i pokryta potem. Byłoby to normalne, gdyby znajdował
się na dworze, jednak w klimatyzowanym pomieszczeniu, jakim był pokój w którym
leżał, taki stan nie był zadowalający. I to nie była zwykła gorączka. Rodrick
wyglądał dosłownie jak osoba, która właśnie znajduje się na pustyni w
temperaturze powyżej 40 stopni Celsjusza.
-Co
ci jest, dzieciaku? – odezwał się Bastien cicho. Jego głos rozszedł się smutnym
echem po pustym pokoju.
Znów
siadł w fotelu i cały dzień odpoczynku zdał się na nic. Zatopił twarz w
dłoniach, oddychając przez moment, jak gdyby nie mógł złapać odpowiednio dużo
powietrza, by wypełnić swoje płuca. Po chwili wstał gwałtownie, jego czarne
oczy błyszczały irytacją i gniewem i wyszedł z pokoju, kierując się do kantyny,
gdzie o tej porze siedzieli niemal wszyscy w jednostce. Pierwszego zobaczył
Joriego i uśmiechnął się lekko, wiedząc, że mężczyźnie spodoba się ten pomysł.
-Miałeś
rację. Mam dość. – zaczął, zwracając na siebie jego uwagę.
-A
co dokładnie chodzi?
-Dla
Rodricka i tak nic tu nie zrobię. Jedziemy w pole. – powiedział, uśmiechając
się lekko, ale z satysfakcją. Może nawet zbyt duża satysfakcją.
-I
to mi się podoba. – odpowiedział Jory, klepiąc bruneta po placach tak mocno, że
Bastien w pierwszej chwili stracił równowagę. Po chwili jednak zaśmiał się
delikatnie, po raz pierwszy nie próbując zagłuszyć tego drugiego śmiechu, który
rozbrzmiał w jego głowie.
________________________________________________________________
I jak podobało się?
Bastien rządny krwi... całym sobą. I jakże bardzo pasuje to stwierdzenie do tego opowiadania. xD Tutaj albo współgra i ufa się sobie - nawet duszy, czy drugim "ja", albo jest się rozdartym.
OdpowiedzUsuńRodrick ma pogawędkę z samym szefem i nawet o tym nie wie. xD Był lód, jest pustynia... co będzie następne?
Zapraszam na rozdział.
Jezu, ja chcę więcej. Strasznie was nie lubię za tak rzadkie notki. Będę szczera pod tym względem :P Ale i tak wasze opowiadanie mnie zafascynowało. Nie wiem na ile samo yaoi, a na ile sama tematyka demonów. A to dlatego, że lubię czytać książki o aniołach bądź demonach :) Rzadko mam do nich dostęp, ale mimo wszystko *_*. Co do rozdziału zaciekawiło mne czemu Luka i Rodrika spotkali się w jednym miejscu. Czyżby Lucyfer i jego prawa ręka. Pierwsze co mi się nasunęło to Behemot, ale wiem, że zapewne to nie to :P Chcę więcej Bastiena *_* Nie umiem pisać komentarzy. Wybaczcie
OdpowiedzUsuń