Oto
przed wami nowy rozdzialik. Akcja się rozkręca i wreszcie historia nabiera
sensu w trochę bardziej mrocznym aspekcie. Mamy nadzieje, że się spodoba.
Miłego
czytania!
PS: Kiedy zaczynają się wasze ferie? Nasze już się skończyły i bardzo z tego powodu cierpimy. ;P
PS: Kiedy zaczynają się wasze ferie? Nasze już się skończyły i bardzo z tego powodu cierpimy. ;P
________________________________________________________________
Kula
przeleciała przez sam środek magicznej tarczy, ale mimo huku Bastien usłyszał
kroki. Odwrócił się, chowając pistolet i zbliżając się do Tanji.
-Jak
on się czuję? – zapytał, patrząc na nią zmrużonymi od słońca oczami.
-Ciągle
przerażony, ale przynajmniej konwulsje się skończyły.
Bastien
pokiwał głową, przygryzając lekko dolną wargę. Tanja założyła ręce na piersi i
przekręciła głowę, patrząc na niego badawczo.
-Co
się dzieje? – zapytała. Bastien nic jej nie powiedział, oprócz tego, żeby
zajęła się Rodrickiem. Zrobiła to bez pytań, co przyjął z ulgą, ale wiedział,
że pytania w końcu przyjdą. Usiadł pod ścianą jednego z baraków. Rozgrzana stal
parzył jego w plecy, ale w tej chwili mało go to obchodziło.
-Sam
dokładnie nie wiem. – szepnął i była to prawda, choć prawdopodobnie wiedział
więcej niż większość. Jego głowę rozsadzał ból, jego ciałem raz na jakiś czas
wstrząsał dziwny dreszcz lub skurcz. Mógł zauważyć to u innych. Mniej lub bardziej
intensywnie, ale dotykało to wszystkich. Tylko on wiedział jednak, że zaczęło
się zaraz po tym, jak Rodrick dostał ataku.
Westchnął
ciężko i spojrzał w górę na dziewczynę, znów mrużąc oczy.
-Będzie
dobrze. – powiedział bez przekonania, bo tak naprawdę niemal dosłownie czuł w
kościach, że szykuje się coś większego. Większego niż to co sam planował.
Pomyślał
o Cyprienie. Ból głowy jednocześnie wzmocnił się i przestał go obchodzić. Czy
zabił już matkę? Czy w ogóle się na to zdecydował? Czy też odczuwał uwolnienie
Lucyfera? Pokręcił głową, próbując pozbyć się wszelkich myśli. Raz na jakiś
czas chciałby stać się bezduszną maszyną, jednak nie było to takie łatwe, jak
mogłoby się wydawać. Wstał i nie mówiąc nic do Tanji, jakby zapominając o jej
istnieniu, skierował się do swojej kwatery.
***
Cyprien
podskoczył, gdy drzwi otworzyły się z trzaskiem, niemal wyrwane z zawiasów. Do
pokoju szybkim krokiem wkroczyła jego siostra, rzucając mu spojrzenie, które
mogłoby zabić.
-Kiedy
to robimy? - wyrzuciła z siebie na
wydechu, siadając na krawędzi jego łóżka. Cyprien spojrzał na nią z góry,
niezbyt pewny jak zareagować, więc jedyne co przyszło mu do głowy to:
-Co
robimy?
Kolejne
spojrzenie, od którego prawdopodobnie powinien leżeć martwy. Rzeczywiście coś
zmieniło się w jego siostrze przez czas, który spędzili osobno. I wcale nie
chodziło o to, że były to lata, nawet miesiące. Cyprien widział jak się
zmienia. Jak z każdym dniem staje się twardsza i zimniejsza. On po prostu nie
chciał na to patrzeć. Teraz jednak kiedy wpatrywała się w niego, a na dnie oczu
mógł zobaczyć czystą chęć mordu, a jeszcze głębiej, gdzieś poza wszystkim jakąś
smutną pustkę, nie chciał na nią patrzeć. Odwrócił się w stronę okna, biorąc
głębszy wdech i przeciągając dłoń po twarzy, lekko uciskając skronie. Od rana
walczył z irytującym bólem głowy i mdłościami. Właściwie już od paru dni. Nie
mógł spać, nie mógł jeść. Coś w środku gotowało się w nim, a za każdym razem
gdy próbował zamknąć oczy i po prostu zasnąć, przepełniała go przerażająca, szaleńcza
radość. Przerażająca dlatego, że nie była to jego radość. Niemal słyszał śmiech
Asmodeusza w swojej głowie i pojęcia nie miał co to oznacza.
-Nie
mogę tak po prostu podejść do niej i ją zabić. – powiedział o wiele ciszej niż
planował, ale jego siostra i tak usłyszała.
-Ja
mogę. – odpowiedziała niemal natychmiast i teraz to Cyprian posłał w jej stronę
mrożące spojrzenie. – No co? – wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic,
wyciągając papierosa, który po chwili magicznie się zapalił.
-To
nie może być zrobione tak po prostu. Myślisz, że ktokolwiek pójdzie za mną,
jeśli tak po prostu zabije moją matkę?
-Myślę,
że tak, ale rób jak uważasz.
-Dziękuję
za pozwolenie. – odgryzł się z ironicznym uśmiechem, ale po chwili westchnął
ciężko, siadając w fotelu i zatapiając twarz w dłoniach. – Dlaczego w ogóle cię
to nie rusza?
-A
dlaczego ciebie tak?
-To
moja matka? – bardziej zabrzmiało jak pytanie. Jakby potrzebował potwierdzenia
na to, że warto się przejmować. Że ktoś oprócz niego się przejmuje.
-Nie
warto. – szepnęła jego siostra, jakby czytając w jego myślach. Na jej twarz
wkradł się mały uśmiech, ale nie był on jednym z tych, które rozświetlają
twarze. To był smutny, gorzki uśmiech, od którego widoku chciało się płakać.
-Możesz
załatwić spotkanie z Dowódcą Sił Zbrojnych? – zapytał po chwili ciężkiej ciszy,
która nastała miedzy nimi.
-Spotkanie
z tobą?
-Powiedz
mu co chcesz, po prostu muszę się z nim spotkać.
-Załatwione.
– pokiwała głową i bez słowa pożegnania wyszła z pokoju.
***
Biblioteka
była tak rzadko używanym miejscem w tym domu, że Cyprien mógł obserwować
drobinki kurzu unoszące się w promieniach wciskającego się przez zasłonięte
żaluzje słońca.
-Em…
Usłyszał
za sobą kroki, ale nie odwrócił wzroku w stronę dzięku. W zamian za to podszedł
do okna i zdecydowanym ruchem odsłonił ciężkie zasłony. Pokój natychmiastowo
wypełnił się światłem.
-Miałem
się tu spotkać…
-Ze
mną. – dokończył Cyprien, w końcu odwracając się w stronę przybysza.
-Ale
Jej Wysokość…
-Jej
Wysokości tu niema.
Na
twarzy starszego mężczyzny wykwitł wyraz zaskoczenia. Jego sylwetka nie stała
się ani trochę mniej żołnierska. Prosta postawa, pierś do przodu, więc Cyprien
nie był zaskoczony kiedy nawet wyraz zaskoczenia po chwili zastąpiła
profesjonalna mina.
-Co byś zrobił gdyby Jej Wysokości w ogóle nie
było? – zapytał blondyn tonem tak spokojnym na jaki było go stać. Jego
sylwetka, oświetlona przez powoli zachodzące słońce, zostawiała na podłodze
coraz dłuższy cień.
-Słucham?
-Gdyby
została zamordowana?
-Znalazłbym
i wymierzył sprawiedliwość każdemu, kto śmiałby to zrobić. – odpowiedział,
rzucając pytające spojrzenie w stronę Cypriana.
Książę
z dezaprobatą pokiwał głową, zbliżając się kilka kroków do mężczyzny, tak, że
jego cień pochłonął już cień jego rozmówcy.
-A
gdybym to bym ja?
-Co
Wasza Miłość sugeruje? – szepnął, odsuwając się o krok, niepewność malowała się
na jego twarzy coraz wyraźniej, ale była ona równie dobrze dostrzegalna jak
ciekawość. I to właśnie ta ciekawość dawała Cyprienowi nadzieję, że szansa nie
jest stracona.
-Gdybym
to ja zabił królową, czy byłbyś w stanie opowiedzieć się za mną, ignorując
głosy sprzeciwu i robiąc wszystko co ci każę?
-Zależy
co bym z tego miał.
Cyprien
uśmiechnął się mroczniej niż przypuszczał, że potrafi i nagle jego oczy
zabłysnęły żarzącym, krwawym blaskiem. Twarz stojącego przed blondynem
mężczyzny powoli zaczęła robić się coraz bardziej czerwona. Czerwień
przemieniała się fiolet, kiedy próbował, bezskutecznie, złapać choć atom tlenu.
Książę złapał za przód koszuli mężczyzny, szepcząc przez zaciśnięte zęby:
-Co
powiesz na życie? – i odszedł, zatrzaskując za sobą drzwi biblioteki.
***
Szybkim
krokiem przeszła przez park, nie rozglądając się, właściwie nie zauważając
otoczenia. Słońce zaszło już niemal całkowicie i ogród oświetlała tylko czerwonawa
łuna, nadając scenerii raczej przerażający odcień. Dziewczyna oparła łokcie o
murek fontanny, wpatrując się w swoje odbicie w wodzie. Po chwili ciszy
warknęła nerwowo, mącąc dłonią gładką taflę. Nie chciała na siebie patrzeć.
-Zły
dzień? – usłyszała za sobą, lecz nie zareagowała na pytanie. Kto inny jak nie
Carol mógłby leźć za nią do ogrodu? Czasami zastanawiała się czy on nie
mieszkał w ogrodzie. A może był tylko wymysłem jej wyobraźni? Nonsens. Cyprien
też go znał. To czemu właściwie nie gadali? A może gadali. Dlaczego ona miałaby
o wszystkim wiedzieć?
Potrząsnęła
głową, wsuwając palce między włosy i ciągnąc, aż bolało.
-Co
się dzieje? – zapytał znów, nie otrzymawszy wcześniej odpowiedzi i stanął koło
niej, również opierając się o murek fontanny.
-Rewolucja,
kochany. – szepnęła, patrząc z lekkim uśmiechem w jego bordowe oczy.
-Rewolucja?
– zapytał równie cicho jak ona, przykładając dłoń do jej policzka. Oparła głowę
na jego ręce, przymykając na chwilę oczy.
-Rewolucja.
– powtórzyła, odchodząc po chwili i zostawiając go samego w ogrodzie.
***
Cyprien
powoli otworzył drzwi jadalni. Jego matka siedziała w cieniu, jak zawsze, jak
gdyby chciała zachować aurę tajemniczości
mistycyzmu. A przecież słońce nic im nie robiło. Nie byli niczym więcej
jak zmutowanymi ludźmi, ale jego matka i większość arystokracji w tym kraju
wolała ograniczone określenie wampiry. Z całkiem nieznanego mu powodu
wysysające krew, ginące na słońcu istoty, które można odstraszyć ząbkiem
czosnku, były dla nich bardziej pociągające niż demony, które mieli w sobie,
które były ich częścią, których moc przepełniała ich od stóp do głów. które
były ich częścią, których moc przepełniała ich od stóp do głów. Przez chwilę zawahał
się. Stał w cieniu patrząc w krwisto-czerwone oczy kobiety tak dziwnie
błyszczące w ciemności. Nie wiedział czy chce to zrobić, ale zdawał sobie
sprawę, ze nie ma innego wyjścia. Albo teraz, albo nigdy. Teraz, kiedy miał
jeszcze szansę coś zmienić.
-Witaj,
synu. – rozległy się słowa przywitania. Cyprien uśmiechnął się sztucznie,
siadając przy stole i odpowiedział:
-Witaj,
matko.
-Słyszałam,
że widziałeś się Dowódcą Sił Zbrojnych. – powiedziała po chwili ciszy, która
zaległa między nimi.
Cyprien
bardzo starał się, aby jego twarz nie zmieniła się nawet na moment.
-Chciałem
omówić z nim kilka spraw.
-Jakich
spraw?
-Państwowych.
– odpowiedział oszczędnie, nie spuszczając wzroku z matki.
-Nie
sądzisz, że to moje zadanie? – zapytała z cichym śmiechem, który rozniósł się
po pomieszczeniu.
Cyprien
nie odpowiedział, biorąc głęboki wdech, ale nie tak głęboki, żeby można go
uznać za nienaturalny.
-Myślisz,
że mały pokaz magicznych sztuczek powstrzyma wiernego żołnierza, przed
zwierzenia się jego królowej? Jeśli nadal masz ochotę mnie zabić, znajdź sobie
innego dowódcę.
Znów
cisza, królowa wpatrywała się w oczy Cypriena, a jej twarz rozświetlał coraz
większy uśmiech. Po chwili z jej płuc wydobył się śmiech, szalony,
rozbrzmiewający coraz głośniej w czterech ścianach jadalni. Cyprien nie był
pewny co zrobić. Gdy jego ręka znalazła się na ostrzu sztyletu, a mózg próbował
wybrać jak najlepszy moment ataku, królowa zamilkła. Cyprien zamarł
sparaliżowany, po czym wyciągnął sztylet z pochwy i skierował go w stronę
matki. Jej wzrok był bardziej dziki niż kiedykolwiek i przez chwilę Cyprien
zastanawiał się, czy można stać się szaleńcem w sekundę.
-No
dalej. Zrób to. – szepnęła odsłaniając pierś. Uśmiech kobiet sprawił, że
dreszcz przeszedł po plecach blondyna. Zawahał się, nadal jednak celował
ostrzem sztyletu w serce matki.
-I
tak niedługo wszyscy umrzemy.
-Co?
– wyrwało się z ust chłopaka. Ręka trzymająca ostrze zatrzęsła się mimowolnie.
-Nadchodzą
mroczne czasy. Nie czujesz? – jej oczy zabłysły czerwienią, kiedy rozerwała
poły sukni i przyciskając pierś do ostrza, teraz trzęsącego się w ręce
blondyna. – Nie czujesz jak twoja krew buzuje w żyłach? Jak moc przepełnia
twoje ciało? Nie czujesz uśmiechu tej obrzydliwej bestii w sobie? – szeptała,
ale jej szept wypełniał cały umysł Cypriena. – Demony się cieszą. A jeśli
demony się cieszą, piekło się zbliża. – mówiąc to, objęła dłonią rękę syna,
która ściskała rękojeść sztyletu i po chwili krew trysnęła w twarz blondyna.
Puścił rękojeść, a martwe ciało jego matki leżało na marmurowej podłodze, nieruchome,
z szaleńczym uśmiechem na ustach.
Odsunął
się najpierw o krok, nie mogąc w pełni kontrolować swojego ciała. Czuł jak krew
buzuje w jego żyłach, jak staje się gorętsza z każdą sekundą. Ból głowy
rozsadził jego czaszkę, kiedy upadł na kolana w kałużę krwi. Znów znalazł się
we wnętrzu swojej duszy, a może po prostu dziury, która po niej została. Ciemna
i zimna przestrzeń teraz wypełniona jakąś niszczącą energią. Widział coś
przesuwającego się po ziemi. Czerwony wąż podpełznął do stóp księcia i w mgnieniu
oka zamienił się w Asmodeusza. Trzy obrzydliwe głowy patrzyły się wprost na
niego z odległości paru centymetrów tak blisko, że mógł poczuć trzy różne
rodzaje stęchlizny wydobywające się z trzech ust z każdym oddechem demona.
Asmodeusz
nie ruszył się ani o krok. Po prostu patrzył, kiedy głowa Cypriena była
rozsadzana na kawałki i składana
ponownie. Przeciągły krzyk wyrwał się w gardła księcia, a demon roześmiał się
głosem jego matki.
Po
chwili wszystko zniknęło i była tylko ciemność i błoga nieświadomość.
***
-Rodrick?
– szepnął delikatnie, wsuwając palce pomiędzy kosmyki rudych włosów. Mężczyzna
otworzył powoli oczy i po chwili jego twarz ozdobił grymas. – Przepraszam, że
cię obudziłem. Chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku?
-Skoro
spałem… - zaczął zgryźliwie, po czym westchnął ciężko. – Nic nie szkodzi.
-Boli
cię coś? – zapytał Bastien, starając się wyglądać na jak najmniej przerażonego.
-Wszystko,
ale jak spałem też bolało. Co za różnica? Przynajmniej nie muszę patrzeć na to
ścierwo we mnie.
-Demona?
-On
jest szczęśliwy, wiesz? - Rodrick
szepnął, jego głos załamał się, a oczy zabłysły jakby zaraz miał się rozpłakać.
– A mnie to boli.
-Obawiam
się, że wszystkich to boli. – przyznał czarnowłosy, wzdychając ciężko. Sam
potarł swoją skroń, jakby w geście potwierdzenia i spojrzał w pytające oczy
rudzielca. – Nie tak jak ciebie, ale… coś się szykuje. To czuć.
-Co?
-A
skąd ja mógłbym wiedzieć? – Bastien wzruszył ramionami, przymykając oczy. –
Nigdy nawet nie uświadamiałem sobie, że gdzieś tam jest Szatan, a co dopiero,
czy ma to jakieś znaczenie?
-Ale
czemu teraz? – zapytał Rodrick. Bastien nie był pewny czy mówił do niego.
-Co?
-Czemu
teraz? Czemu nie wcześniej? Czemu w ogóle?
-Nie
wiem. – odpowiedział. Przerażało go to, jak często musiał odpowiadać „Nie
wiem”. Chciałby coś wiedzieć.
***
-Cyprien!
Obudź się, kurwa! – usłyszał powoli otwierając oczy. Zobaczył nad sobą twarz
siostry. Jej długie czarne włosy właziły mu do oczu. Kiedy okręcił głowę w bok,
jego policzek wylądował w krwi. Podniósł się szybko omal nie krzyknąwszy.
-Co
się dzieje? – zapytał, rozglądając się dookoła.
Nadal
był w jadalni. Jego matka nadal leżała
martwa na podłodze, trochę bardziej blada niż zwykle, marmur pokryty był kałużą
lekko zeschniętej krwi.
-Ty
mi powiedz! Zabiłeś ją, świetnie – już chciał przerwać, gdy do jego głowy
nadleciał obraz jego matki, wpychającej nóż we własne serce – a teraz leżysz
nieprzytomny na podłodze. Co się stało?
-Demony…
- szepnął.
-Przecież
nie brakuje ci krwi. Jak mogłeś zemdleć przez demona, kiedy nie jesteś nawet
głodny?
-Nie
wiem. – szepnął, chowając twarz w dłoniach. Wiedział, przynajmniej w części,
ale nie czuł się na siłach tłumaczyć tego teraz siostrze. Nawet jeśli
wiedziałby jak zacząć.
-Nie
ważne. – pociągnęła go za rękę, zmuszając do wstania. Zakręciło mu się w
głowie, więc złapał się krzesła. Wyłapał zdziwione, wręcz przerażone spojrzenie
dziewczyny, ale nic nie powiedział. Tak samo jak ona.
-Co
robimy?
-Uciekamy.
-Ale…
- przerwał, zatrzymując się.
-Teraz
nie jest bezpiecznie. Musimy przeczekać burzę. – znów pociągnęła go w stronę
drzwi. Na korytarzu stał Carol, z kuszą na plecach i zestawem małych sztyletów.
Dopiero teraz zauważył, że jego siostra również ma ze sobą swój nierozłączny
tasak.
-Jeśli
uciekniemy, podejrzenia spadną na nas.
-Już
spadły. Dowódca nie był chyba zbyt zainteresowany swoim życiem. Zdradził nas.
Myślisz, ze jak długo zajmie mu obstawienie pałacu żołnierzami, kiedy dowie
się, że królowa nie żyje?
Cyprien
nie odpowiedział. Poszedł za siostrą, tym razem nie protestując, ale to nie pościg
go martwił. Nie był zainteresowany swoim życiem? Czy tam na górze działo się
coś więcej, niż ktokolwiek mógł podejrzewać?
"które były ich częścią, których moc przepełniała ich od stóp do głów." - dwa razy pojawiło się to zdanie. ;P
OdpowiedzUsuńSzykuje się niezła jatka. Skoro królowa gotowa była zginąć, choć nie żyło się jej źle... Miała po swojej stronie wielu, a nie zawahała się wbić sobie sztylet w pierś... Będzie się nieźle działo.
Ciekawa jestem, czy prócz Rodricka jest ktoś, kto równie silnie wszystko odczuwa. No, Cyprien też, z tego, co widać... Ale demon Bastiena jest silniejszy i... nie reaguje tak mocno? Może jednak Asmodeusz jest potężniejszy, tylko nie okazuje tego, zbierając siły? Kto to wie... Uch, ja mam teraz ferie, więc bardzo, bardzo chcę poczytać więcej ;3
Zapraszam na rozdział ;P
OdpowiedzUsuńŁaał! Że też wcześniej nie znalazłaś tego zdania. xDD Przerysowałabym i dała jako nagłówek do Przestrzeni, hehe xD
OdpowiedzUsuńKochana, czytasz, kiedy możesz. Jak ja miałam sesję, czy byłam chora, albo miałam dużo zajęć, też nie odwiedzałam blogów, więc rozumiem. ;D Najważniejsze, że rozdziały są tutaj ;3
Hahah, Sebastian i Kryspin mogą pojawić się jako one shot. xD Nie wiem, czy wkręcę ich w historię. ;P
OdpowiedzUsuńDarek ma w sobie mnóstwo demonów (wyobraź sobie takiego Cypriena w wersji hard XD) Gdyby zabrał ze sobą Radka, może rozmowa z bratem wyglądałaby inaczej... była bardziej spokojna, bo Mika ma jakiś dar do poskramiania tych demonów. xD
U mnie nn =)
OdpowiedzUsuńZapraszam na 34 notkę xD
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział. xD
OdpowiedzUsuń