Zapraszamy do czytania!
_______________________________________________________________
Drzwi pałacu otworzyły się przed nim ze znanym od dawna skrzypnięciem.
Otoczony przez straże czuł się jak w pułapce. Nie związany, jednak uwięziony.
Powoli wspiął się na trzy schodki dzielące go od jaskini lwa i biorąc głęboki
oddech, zamknął na chwilę oczy.
-Gdybyś był królem…
-Nie jestem i nie zamierzam. – odciąłem, przysuwając się bliżej niego i
oplatając ramionami jego szyję.
-Twoja matka nie może żyć wiecznie.
-Z tego co wiem, tym właśnie różnimy się od śmiertelników.
-To, że nie umieramy, nie znaczy, że nie można nas zabić, prawda? –
szepnął, podgryzając delikatnie płatek mojego ucha. Zadrżałem, próbując
uspokoić szamoczące się w piersi serce i chociaż jeszcze przez chwilę myśleć.
-Chcesz zabić moją matkę? Bardzo proszę, ale to zadanie nie będzie
należało do najłatwiejszych.
-Nie ja. – uciął, zbliżając swoją twarz do mojej. – Ty. – szepnął, by po
chwili złączyć nasze wargi w delikatnym pocałunku.
Wspomnienie całkiem odruchowo przypłynęło do jego głowy, jak gdyby nie
dając mu zapomnieć. Coś w środku odmawiało mu posłuszeństwa. Czuł się jak pies,
który uwolnić może się jedynie przez zabójstwo swojego pana, ale nie potrafi
tego zrobić. Jego siostra by potrafiła.
Właśnie wtedy, gdy o tym pomyślał, na końcu korytarza dostrzegł
poruszającą się sylwetkę. Sylwetkę, którą tak dobrze znał, a tak dawno jej nie
oglądał.
-Etienna? –zapytał niemal szeptem, jednak echo tych magicznych korytarzy
poniosło jego głos aż do uszu oddalonej dziewczyny. Zatrzymała się w pół kroku
i niemal jak w zwolnionym tempie odwróciła się w stronę blondyna. Jej bordowe
oczy rozświetlił błysk niedowierzania, a po chwil radości. Sekundę później
znalazła się tuż przy Cyprienie, obejmując go mocno.
-Myślałam, że już cię nie zobaczę. – szepnęła mu do ucha głosem, który
zarezerwowany był tylko dla niego.
-Nie tak łatwo mnie zabić. - odpowiedział z lekkim uśmiechem, ściskając
jej drobne, choć umięśnione ciało, na tyle na ile pozwalało mu jego własne.
-Jakbym nie wiedziała. – fuknęła, odsuwając się od niego i ukradkiem
ocierając łzę, która popłynęła po jej policzku.
-A ja myślałem, że twoje gruczoły łzowe przestały działać w procesie
ewolucji. – zażartował, szczypiąc ją w policzek, na co ona przyłożyła mu z
łokcia. Po korytarzu rozniósł się ich radosny śmiech, który jednak umilkł po
chwili jak gdyby wchłonięty przez ściany. Obaj skupili wzrok na zimnym
marmurze.
-Nie dziwi cię, że wytrzymaliśmy tu całe dzieciństwo? – zapytał blondyn,
podchodząc dwa kroki do ściany i dotykając delikatnie jej gładkiej faktury.
-Nie.
Na tę odpowiedź Cyprien odwrócił się szybko z pytającym wyrazem twarzy.
Strażnicy wciąż stali dookoła nich, jak gdyby blondyn mógł próbować ucieczki z
własnego domu. „Słusznie” – pomyślał, uśmiechając się w myślach.
-Mieliśmy siebie. – dodała z błyskiem w oku, po czym ruszyła w stronę
komnaty audiencyjnej. – Nie dajmy jej dłużej czekać.
***
W komnacie nie było nikogo oprócz osoby, która przebywała tam niemal
codziennie. Każdego dnia, niemal o każdej porze.
-Może jakiś wypad na miasto dobrze by ci zrobił, matko? – zapytał
Cyprien, siadając przy stole. Kobieta zignorowała te wypowiedź, zaciskając
jednak mocniej szczękę, co dodało jej twarzy
tylko więcej wrogości.
-A może wycieczka w ciepłe kraje? Tobie jak widać sprzyjała. – odgryzła
się, nalewając czerwoną ciecz do kielicha syna.
-Nie narzekam. – przyznał
Cyprien, sięgając po kielich.
-A więc, skoro wróciłeś i jak widać masz się dobrze, może zechciałbyś
jeszcze raz przysłużyć się ojczyźnie?
-Z chęcią. – odpowiedział blondyn, uśmiechając się do matki aż nazbyt
przesadnie. Westchnienie ulgi jakie wydała, usłyszawszy tą odpowiedź, sprawiło,
że chłopak zaśmiał się delikatnie. Kobieta uniosła do góry brwi, spoglądając na
syna. – Gallowhill było dla mnie cudowną lekcją, najdroższa matko, a niewola
niesamowitą nauczką. Po tych przeżyciach jestem przekonany, iż zostanę godnym
następcą twojego tronu.
Puchar upadł na podłogę, a plama krwi rozlała się po białym marmurze.
-Ale…
-Zrozumiałem swój błąd i teraz czuję, że jestem w stanie poprowadzić
królestwo ku pokojowi. – wszystko to wypowiadał z niesamowitym spokojem, a
nawet radością, wyrażając w końcu prawdziwe odczucia swojego serca.
Bastien coś w nim odblokował. Przekręcił magiczną śrubkę, widoczna tylko
dla jego oka i teraz blondyn mógł patrzeć w oczy swojej matki z dumą w sercu i
współczuciem dla niej. Współczuciem, które łatwo zamienić można było w litość,
aż w końcu pogardę. Które odpowiednio wykorzystane mogłoby wynieść go na tron
lub w przeciwnym razie doprowadzić do śmierci.
-Jeśli pozwolisz. – szepnął, wstając od stołu i oddalając się w stronę
drzwi, podczas gdy jego matka, wciąż siedziała w jednej pozycji z oczami
utkwionymi w przeciwległej ścianie.
***
-Co jej powiedziałeś? – siostra wpadła do jego pokoju jak burza, czyli
krótko mówiąc jak zawsze. Uśmiech na chwile oświetlił jego twarz, kiedy
odwracał się w jej stronę z kieliszkiem krwi w dłoni, po czym znikł, niczym
strzepnięty podmuchem wiatru.
-Prawdę.
-Którą? – zapytała niemal natychmiast, wywołując tym samym śmiech
Cypriena.
-A ile znasz prawd, moja droga siostro?
-To zależy o czym mówią. – odpowiedział, przymykając drzwi i podchodząc
bliżej. Skórzane spodnie, skórzana kurtka i czarny jak noc makijaż nie pasowały
do Etienny jaką znał za młodu. Zmieniła się. Ale kogo nie zmienia wojna?
-A ja myślałem, że jest tylko jedna prawda. Jak to się wampir potrafi
pomylić. – westchnął delikatnie, odstawiając kieliszek na parapet. Już dawno
nie czuł się tak znieczulony. Demon w jego wnętrzu siedział cicho, jakby nigdy
go tam nie było, a to wszystko okazało się jednym, wielkim snem. Powoli położył
się w poprzek na łóżku, przymykając oczy. Poczuł jak siostra kładzie się
bezszelestnie obok niego. Nawet jej skórzane ubranie nie wydało żadnego
dźwięku. Nic tutaj nie wydawało dźwięków.
-Jedna prawda jest tylko wtedy, kiedy chodzi o miłość.
Cyprien otworzył oczy i spojrzał na dziewczynę pytająco.
-A ty się chyba nie zakochałeś, słodki bracie?
Natychmiast wbił wzrok z powrotem
w baldachim nad jego łóżkiem.
-A więc jednak! – niemal pisnęła, jak mała dziewczynka, która niegdyś
była, odwracając się do Cypriena. – Co to za Casanova?
Blondyn nie mógł się nie roześmiać. Jej wielkie, słodkie oczy zupełnie
nie pasujące do reszty ciała, tak pragnące poznać kolejną tajemnicę starszego
brata.
-Chciałbym, żebyś zawsze wyglądała tak niewinnie. – powiedział, gładząc
ją po policzku.
-Wiesz, że tak się nie stanie. Zresztą, zmieniasz temat.
-Bastien.
Przez chwilę zapanowała między nimi cisza, podczas której patrzyli sobie
w oczy. Wzrok dziewczyny wyrażał niedowierzanie, wzrok brata potrzebę
zrozumienia.
-Chcesz powiedzieć, że podczas gdy ja martwiłam się o twoje życie, ty
chodziłeś na randki?! – wybuchła, podrywając się z łóżka.
-Nie całkiem tak to wyglądało. – mruknął, biorąc głęboki oddech.
-Doprawdy?- siostra zaśmiała się, niemal histerycznie, kręcąc z
niedowierzaniem głową - I kochasz go?
-Nie… nie wiem.
-Mówiłam ci, że w miłości jest tylko jedna prawda. Tak albo nie.
-Tak! - niemal krzyknął, znów
opadając na łóżko. Jego ciałem przez chwilę wstrząsnął nagły dreszcz, ale
siedzący w jego ciele demon , jednak wycofał się z dyskusji.
-You must know that such a love is impossible. – szepnęła cicho, tak
cicho, że nie powinien był tego słyszeć, ale głos w tym pałacu rządził się
własnymi prawami i znów bezszelestnie przysiadła na kanapie, kładąc swoją dłoń
na jego dłoni.
Cyprien podniósł drugą rękę do czoła i z niemal męczeńskim wyrazem
twarzy odszepnął:
-Impossible love. I am very
much afraid this can become an addiction.
***
-Carol?
-Tutaj. – usłyszała, a po chwili sylwetka kusznika wyłoniła się zza
żywopłotu.
-Właściwie co ty tu wciąż robisz? – zapytała, siadając na jednej z
ogrodowych ławek. Mężczyzna przysiadł
się do niej, spoglądając na nią kątem oka.
-Gdyby mnie nie było, z kim byś teraz rozmawiała?
-Zapewne z własnym odbiciem. – westchnęła, opierając się z tyłu na
rękach i patrząc w niebo zmrużonymi oczyma. – Mój brat wrócił.
-Wiem.
-Co wiesz o miłości, Carolu?
Przez chwil nie odzywał się, wpatrzony w nieokreślony punkt gdzieś przed
sobą, po czym zwrócił wzrok na dziewczynę, z lekkim uśmiechem, patrząc jak
próbuje spoglądać w słońce.
-Niewiele. – odpowiedział, wzdychając delikatnie i znów odwracając
wzrok. Tym razem to Etienna spojrzała na niego, przekrzywiając lekko głowę.
-Nie wyglądasz jak ktoś, kto wie niewiele.
Ta wypowiedź znów przywiodła do niej jego spojrzenie.
-A skąd możesz to wiedzieć?
-To widać. W oczach. – Carol delikatnie zachichotał przez nos,
spuszczając lekko wzrok, po czym patrząc na Eti od dołu z zadziornym uśmiechem.
-Co takiego widać w moich oczach?
-Złamane serce. – szepnęła, czule gładząc jego szorstki policzek. –
Boli?
-Już nie. – szepnął, po czym
zostawił na jej czole krótki pocałunek i odsunął się na odległość łokcia, patrząc
na nią zaciekawiony. – Czemu pytasz mnie o to wszystko?
-Mój brat się zakochał.
Carol zaśmiał się, jednocześnie z ulgą i z bólem. Nie chciał zaczynać
czegokolwiek z tą nieziemską kobietą, ale jednocześnie tak bardzo chciał jej
dotknąć za każdym razem, gdy ją widział. Chciał jej pomagać, chciał ją chronić,
mógłby nawet jej służyć, ale wszystko o czym myślał to tylko to, żeby ją
całować.
-Tylko tyle?
-Nie rozumiesz. I nie możesz. Nawet ja tego nie zrozumiem. Chciałam po
prostu…
-… spróbować. – dokończył za nią. Ona spojrzała na niego z uśmiechem,
przytakując delikatnie głową, po czym wstała z ławeczki i bez słowa pożegnania
skierowała się do pałacu.
***
Cyprien leżał na miękkiej pościeli swojego łóżka. Pierwszy raz od bardzo
dawna sam i w spokoju. W spokoju oczywiście tylko zewnętrznym. W środku jego
zmysły buzowały jak szalone, jego myśli kotłowały się w głowie niczym stado
wściekłych lisów, a serce pompowało krew z siła setek ton.
Mimo wszystkich tych rewelacji w jego wnętrzu, on sam leżał bez ruchu,
niczym w trumnie, cały ubrany z rękami złączonymi na mostku.
„Jeszcze tylko kwiatów mi brakuje” – pomyślał i wraz z tą myślą na jego
twarzy zagościł delikatny uśmieszek, który znikł jednak niczym zdmuchnięty
podmuchem wiatru.
Twoja matka nie może żyć wiecznie.
Znów te głosy w jego głowie. A raczej jeden. Ten głos.
Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, zapewne nie zostałoby w to jego
pamięci na dłużej niż dzień lub dwa, ale Ten głos potrafił czynić cuda z jego
ciałem jak również i psychiką.
Coś załomotało w jego wnętrzu, a gdzieś z tyłu głowy Cyprien usłyszał
niski, basowy śmiech swojego demona. Szarpnął ciałem odruchowo, przekręcając
się na bok i chowając twarz w poduszkę. Bzyczenie w jego uszach zamieniło się w
nieznośny chichot, który mimo chowania głowy w pierzynę, wciąż rozbrzmiewał
donośnie.
Kochamy się, czy nie?
Kochamy się, czy nie Bastien? O to jest pytanie.
Chichot zanikał powoli zastępowany przez wspomnienie dotyku kochanka.
Cyprien znów rozluźnił mięśnie, a na jego twarzy zagościł nieśmiały uśmieszek
wraz z lekkimi rumieńcami, z których nie zdawał sobie nawet sprawy.
Pojechał na front wczoraj wieczorem.
To zdanie rozbrzmiało w jego głowie równie niespodziewanie jak dwa
poprzednie, ale dopiero to sprawiło, że zamarł bez ruchu, nie oddychając,
wpatrując się w jeden punkt gdzieś poza wszystkim, co mógł widzieć przed sobą.
Czemu?
Czemu, do cholery?
Samotna łza potoczyła się po jego policzku, kiedy w końcu odzyskał
oddech. Kiedy słona łza dotknęła jego warg, zabicie matki nagle wydało mu się
słodkim pomysłem. Wszystko, co powiedział wcześniej w tamtej sali, nagle
zaczęło do niego docierać. Nagle zaczął czuć te słowa całym sobą, i choć wcześniej
też były prawdziwe, teraz wiedział, że naprawdę byłby w stanie to zrobić.
Wiedział, że…
Kochamy się, czy nie?
Wiedział, że tak.
***
Drzwi delikatnie skrzypnęły w zawiasach, kiedy Cyprien wkradł się do
sypialni siostry, niemal od razu obejmując ją od tyłu. Podskoczyła, wydając z
siebie nieokreślony, zabawny odgłos, a wypalony do połowy papieros potoczył się
po podłodze.
-Palisz? – zapytał brat, opierając podbródek na ramieniu Etienny, a
oczami wodząc za niedopałkiem.
-Nie. Czasem tylko chcę się zaciągnąć. – odpowiedziała, ale pod
uporczywym spojrzeniem brata, dodała z westchnieniem – Tak, palę.
-Nie wiedziałem. – powiedział tylko, uwalniając ją z objęć i siadając na
łóżku.
-Wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
-I bardzo ubolewam z tego powodu.
Etienna uśmiechnęła się delikatnie, kładąc dłoń na jego ramieniu, po
czym przeszła cztery kroki w stronę lustra, wymijając blondyna. Biorąc głęboki
oddech, przyjrzała się postaci w lustrze. Niezbyt wysokiej, smukłej dziewczynie
o czerwonych smutnych oczach i nieprzekonywującym uśmiechu.
-Może nie powinieneś. Wolę, żebyś pamiętał mnie taką, jaką byłam w
dzieciństwie.
Cyprien delikatnie odwrócił głowę w jej stronę, po czym opadł na łóżko
całym ciałem.
-Jak sobie życzysz, słodka siostro.
Etienna zaśmiała się cichutko wdzięcznym śmiechem, który rozbrzmiał w
pokoju.
-Po co tu jesteś? – zapytała w końcu, wracając do brata i kucając przy
łóżku, tak że ich twarze dzieliły centymetry.
-Chciałem po prostu na ciebie popatrzeć.
-Doprawdy? – uniosła brwi w geście niedowierzania.
-Yhm. – przytaknął z najbardziej niewinną miną na jaką było go stać, po
czym, widząc, że nie przekona to jego siostry, westchnął głęboko. – Przyszedłem
spytać.
-Pytaj.
-Czy…? – zaczął, ale po chwili pokręcił z rezygnacją głową.
-Tak?
-Zabiłabyś naszą matkę? – wyrzucił z siebie na jednym wydechu, patrząc
szeroko otwartymi oczami w oczy swojej siostry. Jej wyraz twarzy nie zmienił
się nawet na sekundę, ale może właśnie to było najbardziej przerażające.
Zaległa pomiędzy nimi ciężka, lepka cisza, w której nawet ich oddechy zdawały
się nie istnieć, Cyprien czuł jak krew krąży coraz szybciej w jego żyłach. Jak
mógł w ogóle pytać o coś takiego? Jak w ogóle mogło mu to przyjść do głowy?
-Tak. – powiedziała nagle Etienna, zupełnie spokojnie, wręcz z uśmiechem
na ustach, który wypłynął na jej twarz zupełnie niespodziewanie. Przez pierwsze
parę sekund Cyprien nie był pewny czy na pewno słowa te dobyły się z ust jego
siostry, ale jej twarz tylko to potwierdzała.
-Tak. – powtórzyła po chwili, po czym pochyliła się nad nim, zostawiając
na jego wargach czuły, siostrzany pocałunek.
***
Bastien wyszedł z tunelu i od razu oślepiło go ostre światło, a piasek
wsypał się do jego oczu. Przynajmniej będzie miał wymówkę, gdy jakaś
nieproszona łza wymsknie się spod jego powieki.
Rozejrzał się po bazie. Wyglądała tak jak zwykle. Żołnierze, baraki,
odgłosy strzelania w tle, rozbłyski różnobarwnego światła. Wszystko tutaj było
takie głośne, co stanowiło miłą odmianę od ciszy ekspresowego metra, którym
tutaj przyjechał. Tam jego myśli kłębiły się, wciąż rozbrzmiewając w jego
głowie. Tutaj cały czas były rozpraszane przez krzyki i trzaski. Zadziwiająco
miłe uczucie.
-Nie sądziłam, że jeszcze cię tu zobaczę. – usłyszał nagle i odwrócił
się na pięcie.
-Tanja! – wykrzyknął, szczerze zdziwiony. Z tego co wiedział cała jego
ekipa wróciła do stolicy w tym samym czasie co on. – Co tu robisz?
-Życie w cywilu jest nudnawe. – odpowiedziała wzruszając ramionami. Ręce
w kieszeni, szerokie bojówki upaprane błotem i piachem, wymiętą koszulka i
rozczochrane kłaki.
-Włosy ci urosły. – stwierdził z
uśmiechem, na co dziewczyna skrzywiła się i poczochrała je jeszcze bardziej.
-A gdzie reszta? – zapytał po chwili, kierując się w stronę swojego
starego apartamentu. – Nie mów mi, że też wrócili?
-Jory i Farid cały czas gdzieś się tu kręcą. Widziałam też Mycah na
liście, no i jestem pewna że Rodrick i Lin przyjadą jak ich o to poprosisz. –
powiedział, podbiegając za nim, po czym wyprzedziła go i zaczęła iść przed nim
tyłem wciąż z rękami w kieszeniach.
-Nie miałem tego w planach. – mruknął.
-Czego?
-Reaktywacji. Jestem tu, bo…
-…bo?
-Nic takiego. – uciął, spuszczając wzrok na piasek pod stopami.
-Oczywiście. – przytaknęła z ironicznym uśmiechem, odwracając się
przodem do kierunku, w którym szli. – A tak dla jasności, to nie ma nic
wspólnego z tym czarującym blondynem o CZERWONYCH oczach? – spojrzał na niego
wymownie.
Bastien uśmiechnął się delikatnie, spoglądając na nią kątem oka.
-Skąd w ogóle przyszło ci to do głowy? – zapytał niewinnie.
Nagle Tanja zatrzymała się, łapiąc go za rękaw i odwracając w swoją
stronę.
-Kochasz go?
Kochamy się, czy nie?
-Nie.
Dziewczyna uniosła lekko jedną brew, mocniej ściskając jego nadgarstek.
-Może.
Uniosła drugą brew i podeszła o krok bliżej.
-Tak.
Jej twarz rozświetlił uśmiech.
-Nie martw się. To nie takie oczywiste. Strzelałam. – powiedziała i po
chwili ciszy oboje zaśmiali się głośno, a ich śmiech utonął w morzu odgłosów
jakie wydawała z siebie ta pustynna baza tak szybko i niespodziewanie jak się
pojawił.
Przeszłyście same siebie! To był najlepszy rozdział!!!
OdpowiedzUsuńNieziemsko zaczynał się od momentu, gdy Cyprien leżał sam w swoim pokoju, a końcówka tego fragmentu dosłownie zmiotła mnie z nóg. Potem po prostu było niesamowicie.
Lekkość, swoboda i pięknie opisane nawet najdrobniejsze rzeczy. Dla mnie motywem, no, jednym z wielu, była cisza... pojmowana różnie przez obydwie postaci - jako zbawienie i cierpienie. Heh... Chociaż Cyprien chyba jednak wolałby słyszeć głos Bastiena... xD
Hahaha xD Ja jestem po raz pierwszy od niedzieli na blogach, więc wiesz... Jam Ci leniem, ja! XD
OdpowiedzUsuńTaa, moje zamiłowanie do sadyzmu w kwestii urywania rozdziałów. xD Powinnam dostać za to statuetkę... xD Bo w tym (i spóźnianiu się z notkami) jestem mistrzem. :P
Kochane moje obydwie. No weźcie, kurcze! Piszecie świetnie, wciągająco i bardzo plastycznie. Jak mogłabym nie czytać, czy nie komentować?
A Twoje czytanie, Chiyekuś, jest bardzo dobre, bo jesteś zawsze. ;3
Zgadzam się z Akemi - to był chyba najlepszy z waszych rozdziałów. Polubiłam Etiennę. Jej relacja z Cyprienem jest bardzo ładnie przedstawiona. Rozmawiają w tak naturalny sposób, że niesamowicie przyjemnie się to czyta, nawet w momencie o zabijaniu matki.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że ostatnio nie komentowałam, ale miałam urwanie głowy przez ostatni miesiąc i teraz wszystko nadrabiam, mam nadzieję, że mi wybaczycie :P.
Serdecznie zapraszam do zapoznania się z oceną na
OdpowiedzUsuńopieprz.blogspot.com
corkatsw
Zapraszam do mnie na rozdział ;D
OdpowiedzUsuń