środa, 27 czerwca 2012

Devil's Soul IV


Ohayou! Konnichiwa! Konbanwa! Czy o jakiej tam porze to czytacie. Przed wami następny rozdział naszego opowiadania. Tsuki martwi się, że jest za krótki i że będziecie błagać o więcej, więc chcemy przeprosić i zapewnić, że następny wkrótce się pojawi. Choć może nie powinnam składać takich obietnic...
Chciałyśmy was też bardzo prosić, abyście głosowali w naszej ankiecie. No wiecie, chcemy rozwijać swój warsztat i zainteresowania, choć to nie za bardzo brzmi. Jeśli wam to przeszkadza, to w porządku, ale prosimy o zastanowienie się.
To chyba tyle! Miłego czytania!
______________________________________________________________

Narracja Cypriena

Ból. Postrzępione  urywki wspomnień. Ból.  Czyjaś ręka coraz mocniej zaciskana na gardle. Ból. Ostrze kaleczące skórę. Ból. Ciemność.
Światło.
„Kurwa” to jedyne słowo przeszło mi przez myśl. Nie miałem siły myśleć o niczym więcej. Czułem kajdany na rękach, spod których wypływała krew. Czułem się pusty. Niegdyś fioletowe żyły zniknęły.  Spróbowałem coś powiedzieć, ale w mojego gardła wydobył się tylko zachrypnięty jęk.  Sklejone krwią włosy opadły na moje oczy. Szarpnąłem się, ale jedyne co tym osiągnąłem to bujanie się pod sufitem.
Usłyszałem trzask i poczułem jak coś wysuwa się spod mojej skóry. Po chwili na podłogę upadła rurka, z której powoli zaczęła się sączyć ludzka krew zmieszana z moją.  Spojrzałem na swoje ciało i przez chwile nie byłem pewien, na kogo patrzę. Zniknęły ładnie wyrzeźbione mięśnie, delikatnie opalona skóra. Wychudłe, zapadnięte ciało miało kolor kredy, choć i tak prawie nie było go widać. Pokryte siniakami, skrzepniętą krwią i bandażem było mieszaniną żółci, fioletu i czerwieni. Bandażem? Skupiłem wzrok na poszarzałym skrawku materiału, którym obwiązane były moje żebra. Nigdy w życiu nie miałem na sobie bandażu. Bandaż znaczył ranę, a wszystkie moje rany zawsze leczono magią. Rany wszystkich wampirów zawsze leczono magią, by nie narażać i tak wyczerpanych osobników na utratę krwi. Jak widać moje krew nie miała już znaczenia. Zacisnąłem powieki. Nagle po pomieszczeniu rozszedł się zgrzyt ocierania stali o stal.

***
Narracja Bastiena

Wyglądał jak trup. Gdybym nie wiedział, która to cela zapewne bym ją minął. Wisiał tam blady, wychudzony, ale jego ciało nadal pozostawało irytująco kuszące. Musiałem potrząsnąć głową, by wypędzić z niej niechciane myśli. Otworzyłem drzwi cieli. Oczy miał wciąż zamknięte, ale wyczułem szybszy oddech. Podszedłem parę kroków bliżej, oglądając jego sylwetkę. Złociste włosy opadały strąkami na zamknięte powieki. Strzępy spodni zakrywały najbardziej intymne części jego ciała, ale nic więcej. Żebra owinięte bandażem, którego nie chciałem nawet zdejmować, poczuwszy wręcz bolesny odór zakażenia, wręcz rozkładu. Podszedłem jeszcze o krok, a on otworzył oczy. Czerwone, wręcz bordowe w kolorze najsłodszej krwi.
- Witaj – szepnąłem, nie odsuwając się. Zauważyłem charakterystyczny ruch jego krtani. Uśmiechnąłem się złośliwie, przybliżając usta do jego ucha. Delikatnie musnąłem je wargami. Chłopak szarpnął się w więzach.
- Spokojnie – powiedziałem, chwytając go za biodra i uspokajając szamoczące ciało. Sunąłem dłońmi po jego tali, niemal zsuwając z wąskich bioder resztki spodni. Blondyn wciągnął świszcząco powietrze. Poczułem jak jego ciało rozgrzewa się powoli. Zmarszczyłem brwi. Po czym otworzyłem szeroko oczy, widząc lekkie wybrzuszenie w spodniach.

***
 Narracja Cypriena

Otworzyłem oczy czując na policzku oddech pachnący ciepłą krwią. Przed sobą zobaczyłem oczy. Czarne jak noc. Zadrżałem rażony ich głębią, a po chwili usłyszałem cichy szept przy uchu. Szarpnąłem się czując wstępujące we mnie pożądanie. Tak dawno nie… Gdy złapał mnie za biodra wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. Moim ciałem co chwile wstrząsały dreszcze podniecenia. Nawet mimo bólu, jaki wywoływał jego dotyk, po prostu chciałem, by ktoś mnie dotykał. W tej zimnej celi nie chciałem nic więcej. Kiedy na chwilę zamknąłem oczy zobaczyłem As’a jako ogromnego, czerwonego węża. W jego złotych, błyszczących oczach dostrzegłem rządzę… krwi, a może czegoś innego? Otworzyłem oczy. Uchwyciłem wzrok bruneta, spoczywający na mym kroku. Znów się szarpnąłem. Łańcuchy zatrzeszczały złowieszczo.

***
Narracja Bastiena

- Na pewno urodziłeś się we właściwym rodzie? – zapytałem, sunąc opuszkiem palca po jego szczęce. Widziałem strach w jego oczach, ale gdzieś w głębi nich kryło się pożądanie. Musnąłem wargami jego usta. Nagle usłyszałem chrobot, trzask, wręcz huk i blade, wychudzone ciało upadło na ziemię. Odsunąłem się o krok. To co przede mną stało nie było już tym zdewastowanym blondynem. Spomiędzy jasnych włosów wyrosły małe, białe rogi zakręcone na końcach, a oczy zalśniły szkarłatem.  Kły wydłużyły się błyszcząc jak diamenty. To była chwila. Nigdy nie wiedziałem tak szybkich ruchów. Moje ciało odruchowo wypełniło się adrenaliną – hormonem walki lub ucieczki. On uciekał, mi pozostało walczyć, choć nie wiem czy tak można nazwać pogoń za skatowany cieniem chłopaka. Pomknąłem korytarzem. Jego słabe, zmęczony ciało nie wytrzymało tępa i gdy złapałem je od tyłu, drżało z przemęczenia.
- Poszukamy ci innej celi, diabełku. – szepnąłem wprost do jego ucha, przygryzając je mocno. Po chwili jego dłonie znalazły się w kajdanach.

***
Narracja Cypriena

Milczące cienie, tak daleko i tak blisko. Były na wyciągnięcie ręki. Cienie ludzi, których znałem lub zupełnie mi obcych, ale ja nie miałem ręki. Tkwiłem w otchłani, nie odczuwając ciała. Nie mając go. Nagle z góry zaczęła spadać jedna biała kropla. Spadała szybko, by po chwili zwolnić i znów przyśpieszyć, jak gdyby ktoś sterował jej torem. Gdy dotknęła czarnej ziemi, której nie było widać, cała świat zafalował, zmieniając barwę. Płynąłem. Nadal bez ciała, ale wokół mnie było lazurowe morze. Bez dna i bez końca. Puste. Gdzieś w oddali zobaczyłem wyspę. Słońce raziło moje oczy, rozświetlając niebo tak, iż dla nich było ono białe. Wysepka miała kolor popiołu. Podpłynąłem do niej zdumiewająco szybko. Jakby ona też płynęła w moim kierunku. Wyszedłem na piach, nie zostawiając za sobą śladów. Wszystko było szare. Szare drzewa, szara ziemia, szare kamienie i piach. Szary sznur, na którym wisiał szary trup, patrząc na mnie czerwonymi oczami, które wydawały się wciąż żywe. Znów znalazłem się w morzu. Tonąłem, choć nie miałem płuc.
Ponownie byłem odurzony. Do mojej głowy dostawały się tylko urywki niezrozumiałych zdań. Czułem się jak pod powierzchnią wody. Uwięziony nadal we śnie. Jeszcze milimetr w górę i wszystko będzie wyraźne, ale nie mogłem się unieść. Nagle usłyszałem głos. Cyniczny śmiech, czyjś dotyk na twarzy, który parzył i koił. Otworzyłem oczy.
-Nareszcie. – warknął tylko mężczyzna. Jego czarne włosy opadały lekkimi falami na ramiona, mięśnie nagiego brzucha kurczyły się i rozluźniały, a luźne spodnie dodawały jego ruchom gracji, falując przy każdym ruchu. Wciągnąłem desperacko powietrze, powoli zaczynając odczuwać coraz więcej. To, że jestem nagi, wyczułem na końcu.
-Co..? – zacząłem, szarpiąc się w więzach, które skutecznie przytrzymywały mnie na kamiennym stole. Z mojego gardła wydobył się jednak tylko niezrozumiały charkot.
-Ci... - szepnął, przykładając palec do moich ust. Znieruchomiałem, choć w kajdanach i tak nie miało to znaczenia. Obserwowałem jego pełne elegancji ruchy, z jakiegoś powodu nie chcąc stracić nawet jednego drżenia mięśni. Jego dłoń powędrowała wzdłuż mojego torsu. Posiniaczony i zakrwawiony wyglądałem zapewne okropnie. Spłonąłem niemal niewidocznym rumieńcem, a on niemal niewidocznie wygiął kącik ust w cynicznym uśmiechu. Namoczył szmatkę w wodzie, która pachniała wrzosem i zaczął delikatnie zmywać ze mnie skorupę skrzepniętej krwi. Omal nie jęknąłem z rozkoszy spragniony dotyku czyichś palców. Było to tak irracjonalnie głupie, bo przecież mógł mnie zabić w każdej chwili.
-Dlaczego? - zapytałem po chwili, wstrzymując oddech, gdy przejechał po ciętej ranie na moim boku. Do tej pory nawet nie zdawałem sobie sprawy z jej istnienia, a może o tym zapomniałem?
-Kim jesteś? - zadał pytanie, nie zaszczycając mnie odpowiedzią na moje. Ja również nie odpowiedziałem. W pomieszczeniu zapadła długa, ciężka cisza, przerywana tylko odgłosem moczonej w wodzie szmatki.
Przejechałem wzrokiem po ścianach pokoju. Nie różnił się zbytnio od poprzedniego. Nie dałbym sobie ręki uciąć, że to nie ta sama cela. Pamiętałem jednak ucieczkę. Jego silne ramiona na moich barkach. Głos tuż przy uchu. To miała być inna cela. Spojrzałem w bok, na kraty. Dużo grubsze niż poprzednie. Półmrok korytarza pozwalał jednak zobaczyć cele naprzeciwko. Ciała… nie. Szkielety, zwisające z sufitu. Ich suche, kruszące się kości grzechotały złowieszczo przy każdym podmuchu wiatru, który zabłąkał się w podziemiu. Ja przynajmniej będę umierał leżąc.
Przepalona jarzeniówka migotała leniwie i po chwili zgasła. W celi zapanowała ciemność, a ja znów poczułem, jak mój umysł odpływa gdzieś daleko. Poza tą cele. Poza Gallowhill. Na szarą wyspę, gdzie mój umysł przewiercały czerwone oczy umarłego. Z osłupienia znów wyrwał mnie jego głos.
-Kim jesteś? – powtórzył, tym razem nieświadomie pieszcząc moje żebra.
Minuta.
Dwie.
Trzy.
Delikatne palce przejechały po moich biodrach, powodując gwałtowne drżenie mego ciała i fale gorąca, które rozchodziły się po nim nieustannie. Poczułem jak prądy demonicznej energii przeskakują pomiędzy kosmykami moich włosów. Zapewne nastroszyły się, naelektryzowane. Penis uniósł się nieco, pęczniejąc.
-Uroczy. - szepnął brunet, kierując wzrok prosto na moje oczy. Dwie czarne studnie, które służyły mu za tęczówki przeszyły mnie na wylot, powodując kolejną falę ciepła i irracjonalnej rozkoszy. Próbowałem się im oprzeć, jednak hipnotyzowały i wciągały mnie w głąb otchłani.
Zobaczyłem go w całej okazałości. Przypominał swojego właściciela. Czarne włosy opadały łagodnymi falami na jego plecy, miejscami przybierając barwę migoczących szafirów. Końcówki kosmyków jarzyły się jak rozżarzone węgle, czego nie zauważyłem za pierwszym razem. Oczy bez źrenic, a może bez tęczówek, nigdy nie zmieniały swojej czarnej barwy. Odbijały się w nich refleksy płomiennego płaszcza, ale tworzyły one tylko jeszcze głębsze cienie. Jak gdyby w jego oczach chowały się upiory. Wąskie usta wykrzywiły się w zdradzieckim uśmiechu. Przyparty do nieistniejącej ściany, osłabiony, mogłem tylko patrzeć. On mógł tylko patrzeć. Asmodeusz, jeden z najsilniejszych demonów, nie mógł się poruszyć.
-Witaj. - szepnął Raum, nie otwierając jednak ust. Głęboki bas rozszedł się w próżni i wbrew wszelkiej logice wypełnił otchłań dudnieniem tysiąca wojennych bębnów.
As zadrżał, a po jego obrzydliwym ciele przebiegła fala energii. Po chwili gęsie nogi zniknęły, zastąpione ludzkimi, a trzy głowy zrosły się w jedną, spomiędzy której białych, kręconych włosów wystawały bawole rogi.
-O wiele lepiej. – szepnął płomienny demon, tym razem otwierając usta. Postąpił krok w stronę Asmodeusza, łapiąc w dwa palce jego podbródek. Przez chwile był płomieniem. Przez niepoliczalną cześć sekundy stał się słupem ognia, by po chwili zatopić wargi w ustach białowłosego. Ten odpowiedział tym samym, nieruchomiejąc jednak po chwili, gdy życiodajna energia zaczęła strużką umykać z jego ciała wprost do ust Rauma.
Otchłań przeszyło gwałtowne uderzenie serca.
-Skończ. - szepnąłem, nie wiedząc co zrobić z powiekami. Szarpnąłem się w więzach. Nieruchomy do tej pory brunet poruszył się gwałtownie, a cele wypełnił jego złowieszczy śmiech.
-Powiedz mi, czemu on stoi? - zapytał, opierając dłonie po obu stronach mojej twarzy. Kosmyki jego czarnych włosów łaskotały moje policzki. Poczułem na skórze lekkie pieczenie, jak gdyby nadal miał włosy demona. - No powiedz. - powtórzył, przejechawszy językiem po moich suchych, popękanych ustach. Syknąłem z bólu. Nie wywołało to nic prócz uśmiechu.
Poczułem krew gotującą mi się w żyłach. Splunąłem mu w twarz. Teraz na mojej twarzy widniał uśmiech. On otarł ręką moją ślinę, znów posyłając ku mnie spojrzenie bezdennych oczu. Nie dałem im się okiełznać.
-Niech postoi. - mruknął, wychodząc i trzaskając drzwiami. Znów zostałem sam w ciemnościach. Kropla krwi popłynęła po moim policzku. A może to była łza?

* * *
Narracja Bastiena

Wyszedłem na dziedziniec pełen wampirów. Byli wszędzie. Stali, siedzieli, biegali, strzelali, pili, jedli. Ja miałem ochotę na tylko jeden rodzaj posiłku. Przeszedłem szybkim krokiem przez plac, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Jednym szybkim ruchem złapałem złociste włosy Lina i pociągnąłem go za sobą. Rzuciłem go na ścianę w jakimś zaułku. Było ich tu pełno.
-Teraz ja cię potrzebuję. - szepnąłem, zrywając z niego spodnie. Tylko się uśmiechnął.
Jęk. Wpatrujące się we mnie czerwone oczy. Zakrwawione, skatowane ciało. Zlepione krwią włosy koloru słońca i żyta. Kropla krwi. Kropla potu. Krzyk.
-Bastien. - usłyszałem. Orgazm minął. Ciało opadło na ziemię. Lin kucną przy mnie nadal nagi. Moja sperma wyciekała z jego odbytu na gorący piach. - Myślisz o nim.
-Nie myślę. - szepnąłem, siadając pod ścianą i niemal jak deski na bezkresnym oceanie, złapałem się ciała Lina. Nic nie powiedział. Złapał tylko moją dłoń i delikatnie pocałował opuszek każdego palca. Delikatnie nakłułem kłami jego szyję, a w ustach poczułem gorzki smak wampirzej krwi. Byłem głodny, ale Raum był mi potrzebny.

* * *
Narracja Cypriena

-Kim jesteś? - usłyszałem w ciemności. Jego ciężki bas wyrwał mnie z otępienia. Nie zauważyłem jak wchodził.
-Nikim. - powiedziałem. I nikt nie udowodniłby mi kłamstwa. W tej chwili, w kajdanach, nagi i okaleczony, wygnany byłem nikim.
-Nie baw się ze mną w kotka i myszkę. I tak, ostatecznie, jesteś już na stole. - szepnął, a ja wręcz słyszałem wykrzywiane w uśmiechu wargi. W oddalonym kącie pomieszczenia, z którego zdawał się dobiegać jego głos, zapalił się malutki płomyczek. Oświetlił słabym, migotliwym światłem spokojną twarz mężczyzny.
-A ty? Kim jesteś?
-Dopóki ty jesteś myszką, ja jestem kotem. - powiedział, wstając i podchodząc do stołu. Jego palce zalśniły jak płomienie, którymi po chwili się stały. Przejechał ogniem po mojej skórze, pozostawiając na żebrach czerwoną pręgę. Krzyknąłem, szarpiąc się w więzach.
-Gdzie się schowasz, mała myszko? - szepnął do mojego ucha, pieszcząc je językiem. Nie wiedziałem czy wzdychać z przyjemności, czy krzyczeć z bólu, gdy jego język również zamienił się w płomień. Nie chciałem go dotykać, a jednocześnie tak bardzo pragnąłem. Czarne jak smoła włosy zapłonęły, okalając jego twarz niczym aureola i rozświetlając pomieszczenie jasnym blaskiem, po czym zgasły, opadając powoli na ramiona mężczyzny. Dookoła niego zawirował czarny popiół.
-Dokąd uciekniesz? - znów zapytał, poruszając płomiennymi palcami po moim ciele. Sunął nimi w te i z powrotem podczas gdy mnie stać było tylko na krzyki.
-Kim jesteś? - powtórzył. Jego twarz w mgnieniu oka znalazła się przy mojej. Blond kosmyki moich włosów zatrzeszczały wstrząsane falą energii. Po moim ciele przetoczył się magiczny impuls. Uchyliłem usta, by wydać z nich zduszony jęk bólu, ale po chwili czułem go jeszcze więcej. Płomienny język wsunął się pomiędzy moje wargi, pieszcząc i kalecząc jednocześnie wnętrze moich ust. W ostatnim masochistycznym odruchu odpowiedziałem na ten dotyk.

2 komentarze:

  1. Nie wiem jak to określić. To opowiadanie jesttak inne od tych wszystkich ckliwych historyjek, które się czyta, że ... brak mi słów. Mimo, że "psychiczne" to zajebiste.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tsuki miała rację - krótkie, no!!! Macie sadystyczne zapędy, wiecie? Żeby tak człowieka rozpalać, zachęcać, kusić i ostatecznie, jak tego biednego Cypriena, zostawić bez zaspokojenia. xD Uduszę Was za to! XDD
    Zjawiskowo świetny rozdział! ;3 Hmm, tylko co Bastien będzie chciał zrobić ze swoim jasnowłosym diabełkiem? Już nieco przycina mu różki i pazurki, ale... one w końcu odrosną, prawda? xD Ciekawi mnie, kiedy wszyscy dowiedzą się, kim tak naprawdę jest Cyprien... i czy jego i Bastiena diabły są na tym samym poziomie, czy któryś jest może nieco bardziej potężny?
    ---
    Haha, aż do spotkania braci, emocje Mikołaja miały nie wskazywać, czy on tęskni za Darkiem. xP Wcześniej był jedynakiem, a teraz zrozumiał, że posiadanie starszego brata to jednak coś fajnego. ;P
    Oj było tak dobre i naprawdę Sienkiewicz mógłby się od Was uczyć!
    Hahha, filozoficznie Cię ponosi. xD Filozofia nie jest zła. U mnie jednak Michael się odrodził, ale ogólnie nie lubię uśmiercać postaci... póki co xP Jeszcze może się zmienić. xD No, jak na razie nie pisałam historii wojennych, czy batalistycznych, dlatego śmiertelność nie może być tak widoczna. ;P

    OdpowiedzUsuń